Ratownictwo medyczne w Polsce dziś i jutro
M.R.: Jaka jest obecna rola LPR w systemie Państwowego Ratownictwa Medycznego?
Śmigłowce LPR stanowią tak naprawdę kolejną karetkę dla dyspozytora medycznego, którą powinien wzywać do różnego rodzaju stanów zagrożenia zdrowotnego. Przynosi to realną korzyść w postaci skrócenia czasu dotarcia pacjenta do szpitala wysokospecjalistycznego. Apeluję o to, by nie traktować śmigłowca jako konkurencji dla karetki. Decyzja dyspozytora medycznego o za- dysponowaniu śmigłowców musi być oparta o analizę operacyjną i czasową zabezpieczenia danego zdarzenia. Trzeba więc stworzyć takie mechanizmy szkolenia, żeby dyspozytorzy medyczni podejmowali właściwe, optymalne decyzje.
M.R.: Czy ta rola zmieniała się na przestrzeni lat?
Po wojnie w ramach lotnictwa sanitarnego w Polsce realizowano tylko transport międzyszpitalny, w latach 90. pojawiły się próby wykorzystania śmigłowców do ratownictwa medycznego w Szczecinie i Krakowie. Jednak dopiero w 2000 r., kiedy minister Franciszka Cegielska powołała do życia Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, do- szło do zasadniczej zmiany w zakresie jego działalności. Priorytetem LPR stało się ratownictwo medyczne, a dodatkowym zadaniem – transport sanitarny. Intensywne szkolenia i wyjaśnianie dyspozytorom medycznym naszej roli i zadań przyczyniły się do wzrostu wykorzystania śmigłowców przez dyspozytorów medycznych i zespoły ratownictwa medycznego. Bardzo cieszy mnie częste podejmowanie decyzji przez dyspozytorów medycznych o zadysponowaniu kilku maszyn do zdarzeń mnogich czy masowych. Widać, że są dyspozytorzy medyczni, którzy potrafią sięgnąć po to narzędzie i wykorzystać je tam, gdzie trzeba. Właściwa ocena sytuacji i właściwa decyzja to oznaki, że dyspozytor stanął na wysokości zadania. Wiele razy zdarza się jednak, że najpierw na miejsce zdarzenia wysyłana jest karetka, której zespół ma ocenić sytuację i dopiero w razie konieczności wezwać LPR. Co nie jest optymalnym rozwiązaniem.
P.P.: Może dyspozytorzy obawiają się zbyt wysokich kosztów związanych z wezwaniem śmigłowca zamiast karetki?
Jeśli powiem, że 99% kosztów to jest to, że śmigłowiec stoi gotowy do startu, to co tracimy? Proszę sobie wy- obrazić, że w Niemczech prawie 70% lotów nie kończy się zabraniem pacjenta do szpitala. Śmigłowiec ma za za- danie jak najszybciej dostarczyć pomoc medyczną, a na- stępnie w zależności od stanu pacjenta lekarz w porozumieniu z dyspozytorem medycznym podejmuje decyzję, czy zabiera pacjenta, czy ma go zabrać zespół naziemny.
M.R.: Ile lotów wykonuje średnio LPR?
W Polsce wykonujemy średnio 600 wylotów miesięcznie, gdzie górna granica to ok. 800, a dolna – ok. 400. Przeciętna baza, np. niemiecka, wykonuje ich średnio 1000. Tutaj jest jeszcze trochę do dopracowania, ale w mojej ocenie jedynie wspólne szkolenia dyspozytorów medycznych, ich jednolity standard, symulacja zdarzeń mogą ich przekonać i zwiększać otwartość na korzystanie z latającej karetki, która jest do ich dyspozycji. Nasze załogi nie odmawiają realizacji lotu do zdarzenia ze względów medycznych. Jeśli dostajemy dyspozycję, to lecimy.
M.R.: Z czego wynikają obawy szpitali przed budowaniem i posiadaniem lądowisk przy SOR-ach?
W 1999 roku przyjęto, że na terytorium Polski powstanie sieć szpitalnych oddziałów ratunkowych, gdzie pacjent będzie miał zapewnioną pełną diagnostykę, właściwe leczenie oraz wtórny transport również z wykorzystaniem śmigłowca, np. do ośrodka specjalistycznego. Niestety, w mojej ocenie w pewnym momencie SOR-y zaczęły powstawać w miejscach, w których nigdy nie powinny powstać. Kiedy zapowiadano reformę administracji i zmniejszenie liczby powiatów, przyjęto błędne założenie, że jeżeli powiat będzie posiadać SOR w strukturach szpitala, to nikt nie usunie powiatu i nie zlikwiduje szpitala. Kondycja placówek jest bardzo różna. Jest bardzo wiele szpitali, które finansowo sobie nie radzą. Dla takiej placówki wyłożenie wkładu własnego, który stanowi ok. 20% kosztów budowy lądowiska (bo 80% było pokrywanych ze środków Unii Europejskiej), jest wyzwaniem.