Neonatolodzy i pediatrzy powinni współpracować
W jaki sposób należy przeciwdziałać zakażeniom?
Staramy się o coraz lepszy sprzęt jednorazowy, o to, by wszystkie nasze działania były dokładnie opisane jako procedury. Trzeba wykonywać je tak, by ryzyko zakażenia było jak najmniejsze. Tutaj, poza sprzętem jednorazowym, są dwie istotne rzeczy. Po pierwsze, zwracamy szczególną uwagę na ręce personelu – one powinny być bardzo dokładnie dezynfekowane zarówno przed dotknięciem pacjenta, jak i po. Zwracamy też bardzo dużą uwagę na to, jak grupujemy pacjentów – to znaczy która pielęgniarka zajmuje się którym dzieckiem. Po to, żeby uniknąć przenoszenia bakterii między dziećmi na oddziale. Jeśli jakiś noworodek nie jest jeszcze chory, ale już skolonizowany bakterią chorobotwórczą, co w warunkach intensywnej terapii bardzo często się zdarza, powinien być pielęgnowany przez inną pielęgniarkę niż te dzieci, które nie są tą bakterią skolonizowane. Oczywiście daleko nam do ideału, gdyż personelu pielęgniarskiego jest wciąż zdecydowanie za mało. Gdy przychodzi sezon jesienno-zimowy, kiedy mamy okres epidemii zakażeń wirusowych górnych dróg oddechowych, to chcielibyśmy mieć jakąś rezerwę pielęgniarek, które moglibyśmy zatrudnić dodatkowo. Takich możliwości jednak nie mamy. W związku z tym nasze starania są niestety ograniczone. Wciąż funkcjonujemy „w warunkach zbyt krótkiej kołdry”. Z roku na rok mamy coraz większą świadomość, jak ostrożnie i celowo musimy działać, żeby nie spowodować sytuacji, która mogłaby zagrozić zdrowiu lub życiu naszych pacjentów podczas ich pobytu na oddziale. Trzeba powiedzieć, że mamy w tym zakresie już duże sukcesy. Udało nam się w tej chwili zupełnie odwrócić sytuację, gdyż parę lub paręnaście lat temu częstotliwość występowania infekcji była znacznie większa i były to zakażenia bakteriami Gram-ujemnymi, bardzo trudnymi do leczenia, powodującymi głęboką destabilizację stanu zdrowia dziecka. W tej chwili tych infekcji jest znacznie mniej i są to głównie bakterie Gram-dodatnie, mniej szkodliwe. Widzimy postępy, aczkolwiek nie jesteśmy całkowicie zadowoleni i spokojni. Wiemy, że mamy jeszcze dużo do zrobienia. Z drugiej strony to, że już tak wiele osiągnęliśmy, zachęca do dalszych starań.
Co, Pani zdaniem, najbardziej wymaga obecnie poprawy w opiece nad noworodkami?
Skoro potrafiliśmy tak bardzo ograniczyć umieralność wczesną, okołoporodową, to teraz naszym priorytetem jest dbanie o jakość przeżycia, żeby była ona jak najlepsza w przyszłości. Poprawi ją uniknięcie powikłań przedwczesnego urodzenia, które w przyszłości miałyby swoje skutki i zaburzały rozwój dziecka. To wymaga ogromnej precyzji działania, obserwacji wszystkiego, co się dzieje na świecie w dziedzinie neonatologii. Jeśli zostały wykonane jakieś badania, musimy prześledzić ich wyniki; co trzeba wziąć pod uwagę w danym przypadku. To jest ogromne wyzwanie dla nas, neonatologów. Nie możemy uznać, że jesteśmy już wystarczająco wykształceni, że już wszystko wiemy. Dużo czasu poświęcamy lub powinniśmy poświęcać na to, żeby doskonalić swoją fachowość. A w sytuacji, gdy neonatologów jest mało, nie jest to proste, bo pracy jest bardzo dużo. Znaleźć taką możliwość, żeby wyjechać na kongres lub sympozjum, wcale nie jest łatwo.
Czy to oznacza, że lekarze rzadko wybierają specjalizację z neonatologii?
Kiedy młodzi lekarze decydują się na specjalizację z neonatologii, wiedzą o niej znacznie więcej niż dawniej. Widzą, że jest bardzo trudna i wymagająca, a przy tym stresująca. Mamy do czynienia z dzieckiem bardzo kruchym, przy którym każdy zła decyzja może mieć negatywne i często tragiczne konsekwencje. To dziedzina, w której oprócz szerokiej wiedzy trzeba mieć ogromne zdolności manualne, bo np. dostęp do naczynia o tak małej średnicy trudno jest uzyskać.
Trzeba mieć wiele talentów i zdawać sobie sprawę, że jest to ciężka szpitalna praca, z bardzo ciężkimi dyżurami, bo w ciągu dnia jest nas kilkoro, ale nocą lub w dni świąteczne jest jeden lekarz, który musi wszystkie decyzje podejmować samodzielnie. To jest też ciągła gotowość do szybkiego działania. Jednak młodzi lekarze łapią bakcyla do tej ciężkiej pracy. Brak nam czasu na praktykę prywatną, co odbija się na kwestii finansowej, ale ta praca daje satysfakcję, której nie da się przeliczyć na pieniądze. Od nas ogromnie dużo zależy, i z jednej strony jest to stresujące, ale z drugiej – daje poczucie przydatności.
Co współcześnie jest największym wyzwaniem dla neonatologii?
Oddzieliliśmy neonatologię od pediatrii, a teraz chciałabym, żeby te dwie specjalności zbliżyły się do siebie. Pediatrzy zapomnieli o istnieniu noworodka, panuje przekonanie, że każdym noworodkiem powinien zająć się neonatolog, a to jest niemożliwe, bo jest nas po prostu za mało. W związku z tym musimy zajmować się dziećmi, które rodzą się bardzo przedwcześnie; są chore lub z wadami. Brak nam natomiast czasu na tego noworodka, który rodzi się o czasie i jest zdrowy. Chcielibyśmy razem z pediatrami przyglądać się temu, jak rozwijają się dzieci, które ratujemy, dlatego że jest to populacja, która jeszcze kilkanaście lat temu w ogóle nie przeżywała. Tutaj powinniśmy razem z pediatrami starać się wyznaczać priorytety, określić standardy postępowania i mieć świadomość tego, co z czego wynika. Tak, aby dziecko miało wyrównane szanse w stosunku do innych urodzonych o czasie. Dziś to jest nasze zadanie, które powinnyśmy realizować wspólnie z pediatrami.
Dziękujemy za rozmowę.