Czas na polskie innowacje medyczne
Jak oceniłby Pan Profesor wkład polskiej nauki w rozwój technologii medycznej?
Musimy sobie uzmysłowić, że nawet po 30 latach od zmiany systemu komunistycznego mamy duże opóźnienia w tej dziedzinie w stosunku do krajów zachodnich. W ostatnich latach rozwój zaplecza naukowego dla technologii medycznych ma niesamowitą dynamikę. Jednak nowa aparatura, leki, rozwiązania, które mają wspomagać procedury medyczne, są bardzo kosztowne. Różnica między ceną roweru rekreacyjnego a rehabilitacyjnego obejmuje w przypadku tego drugiego również koszt uzyskania odpowiednich certyfikatów, co spowoduje, że jego cena jest kilkakrotnie wyższa. To samo dotyczy badań – te dla medycyny są znacznie droższe. Stąd też mamy większy problem niż na Zachodzie z pozyskiwaniem partnerów, którzy chcą się w tym obszarze rozwijać. Badania z zakresu medycyny związane są z większym ryzykiem i nie wszystkie kończą się sukcesem. Jednak jeśli firmom inwestującym wysokie nakłady uda się ukończyć z powodzeniem zaledwie kilka procent badań, to zyski, jakie one przynoszą, nierzadko pozwalają pokryć koszty poniesione na rzecz innych, nieukończonych badań. Firma Philips w 2018 r. planuje wydać na badania w obszarze medycyny 2 mld $, czyli ok. 6,5 mld zł, a Narodowe Centrum Badań i Rozwoju na badania w Polsce ze wszystkich dziedzin nauki planuje wydać 4 mld zł. Mamy jednak nadzieję, że mimo niskich nakładów finansowych, ten wkład polskiej nauki w medycynę będzie się zwiększał.
Jak wygląda obecnie relacja między badaniami naukowymi nad medycyną a przemysłem?
Firmy są zainteresowane współpracą z nami. Niektóre z nich dopiero wchodzą na rynek technologii medycznych, ponieważ widzą w nim ogromny potencjał, choć nie jest to rynek łatwy. Wymagania co do jakości produktów medycznych są na zupełnie innym poziomie. Nauka i wydziały takie jak nasz, żeby się rozwijać, muszą iść w kierunku bliższej współpracy z przemysłem. Dzisiaj najwięcej programów finansowanych przez NCBiR to projekty realizowane z firmami, zakładające także ich wkład własny. To pozwala po pierwsze nas dyscyplinować, bo rzetelniej podchodzimy do badań, a po drugie lepiej przygotowuje naszych studentów, którzy realizując wspólnie z naszymi naukowcami i firmami projekty, są lepiej przygotowani do pracy w swoim zawodzie.
Czy ta współpraca pozwala też zwiększyć powodzenie biznesowe projektów?
Oczywiście, że tak. Dzisiaj coraz więcej jest projektów bardziej spektakularnych, o większym budżecie, gdzie firma dokłada wkład własny i udaje się wypuścić gotowy produkt na rynek. Z końcem ubiegłego roku dostaliśmy pieniądze na projekt wart prawie 7 mln zł realizowany z jedną z firm, który zakłada powstanie bardzo innowacyjnego urządzenia do rehabilitacji dzieci ze skoliozami. Ok. 30% budżetu pochodzi z ich wkładu własnego i mimo, że NCBiR obciął nam środki, zdecydowaliśmy o realizacji projektu. Mamy nadzieję, że powstanie urządzenie, które znajdzie się w ofercie rynku medycznego.
Jak natomiast kształtuje się w Polsce współpraca inżynierów ze środowiskiem medycznym?
Oczywiście ta współpraca jest konieczna. To, że udało się nam przekonać do współpracy firmę Philips, i że warto w nas zainwestować, to efekt naszych bardzo dobrych relacji właśnie ze środowiskiem medycznym. My blisko współpracujemy ze szpitalami. Od lat mieliśmy nasze laboratoria w Górnośląskim Centrum Rehabilitacji w Reptach, kilka lat nasze laboratorium funkcjonowało w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka na Ligocie. Laboratoria i naukowcy realizują również badania z Centrum Urazowym w Sosnowcu w Szpitalu Św. Barbary, ze Szpitalem Specjalistycznym nr 4 w Bytomiu, ze Śląskim Centrum Chorób Serca, z Centrum Onkologii – Instytutem w Gliwicach oraz wieloma innymi.
Jakie mają Państwo plany na przyszłość?
Liczę, że zaraz po tym, jak skończymy Śląskie Centrum Wspomagania Medycyny i Sportu to stworzymy Śląskie Centrum Przedoperacyjnego Planowania Zabiegów i Śródoperacyjnego Wspomagania Neurochirurgii i Ortopedii. Mając odpowiedni sprzęt, będziemy w stanie przygotowywać i precyzyjnie planować zabiegi na podstawie modeli 3D. Lekarze na modelu ćwiczą konkretny przypadek, dzięki czemu skracają czas wykonania operacji i są do niej lepiej przygotowani. To poprawia bezpieczeństwo pacjentów. Na Zachodzie jest to powszechne, ale i my mamy takie technologie. Wciąż jednak brakuje środków na ich zastosowanie w ochronie zdrowia. Od lat współpracujemy np. z prof. Dawidem Laryszem, neurochirurgiem i specjalistą, jeśli chodzi o leczenie kraniosynostozy u niemowląt – przypadku wcześnie zarastających szwów czaszkowych, wymagającego poważnego zabiegu neurochirurgicznego. Wypracowaliśmy metodologię, która pozwoliła nam planować przedoperacyjnie te zabiegi, co skróciło ich czas o ok. 30% i zmniejszyło o ok. 30% ubytek krwi. Słowem, poprawiliśmy znacząco bezpieczeństwo i zmniejszyliśmy inwazyjność tych zabiegów, a to są rzeczy, których nie da się wycenić. Jesteśmy w stanie zorganizować wspomaganie inżynierskie dla różnego rodzaju specjalizacji, zabiegów chirurgicznych, w diagnostyce, leczeniu, rehabilitacji tak, jak to jest na Zachodzie, ale ich wdrożenie wymaga stworzenia odpowiedniego systemu finansowania.
Dziękuję za rozmowę.