Wzrost poziomu bezpieczeństwa danych jest związany z rozwojem usług chmurowych
Rozmowa z Krzysztofem Groyeckim – wiceprezesem zarządu Asseco Poland.
Małgorzata Ullmann: Pandemia COVID-19 wpłynęła na wzrost znaczenia e-usług. Po jakie rozwiązania najchętniej sięgały jednostki ochrony zdrowia?
Krzysztof Groyecki: Mieliśmy szczęście, że tuż przed wybuchem pandemii zostały zakończone prace nad bardzo ważnymi aplikacjami z zakresu e-zdrowia, mianowicie nad systemami: e-recepta, e-skierowanie i e-zwolnienie. Wszystkie te projekty rozpoczęły się kilka lat wcześniej, ale tuż przed pandemią były praktycznie gotowe do wdrożenia. To spowodowało, że mogliśmy je niezwłocznie zastosować i spełniły one swoją bardzo ważną rolę, ponieważ trudno byłoby sobie wyobrazić życie bez elektronicznych recept w warunkach lockdownu oraz w sytuacji, gdy szpitale i część przychodni były zamknięte dla postronnych osób. To były najważniejsze systemy, które wszyscy znali i stosowali, stosują do dzisiaj.
Natomiast także dla świadczeniodawców przygotowaliśmy pewien zestaw aplikacji „covidowych”, które rozbudowywały system AMMS czy system mMedica albo pomagały w raportowaniu. Takie aplikacje, jak np. Biohazard, czyli obsługa pacjentów wykazujących objawy COVID-19, umożliwiała oznaczanie i wyróżnianie pacjentów z podejrzeniem zakażenia. Potem był rejestr COVID, który bezpośrednio pobierał dane z systemu AMMS, wspomagał także funkcję triażowania.
Kolejną aplikacją, czy raczej e-usługą, która, wydawało się, że będzie miała olbrzymie znaczenie, była teleporada. Mówiliśmy wówczas o e-konsultacjach, które mogły mieć albo formę telefoniczną, albo wideo. Zakładaliśmy, że bardziej rozpowszechni się forma e-konsultacji za pomocą usług wideo, ponieważ wydawało nam się, że to właśnie te usługi pozwolą na wyższy poziom obsługi pacjenta niż sama rozmowa. Jednak stało się tak, że konsultacje telefoniczne wyparły wszystkie inne systemy konsultacji, w pewnym momencie stały się wręcz zmorą świadczeniodawców, a przede wszystkim pacjentów, bo przez pewien czas stanowiły jedyną formę kontaktu pacjenta z lekarzem. To było bardzo uciążliwe i potem zarówno Narodowy Fundusz Zdrowia, jak też świadczeniodawcy zaczęli się wycofywać z masowego stosowania teleporad. W tej chwili oczywiście są one jak najbardziej używane, ale nie w takim zakresie, ponieważ przychodnie i szpitale zostały już otwarte, więc nie ma takiej konieczności.
Jakie warunki muszą być spełnione ze strony szpitali, żeby cyfryzacja przebiegła pomyślnie?
To bardzo dobre pytanie. Myślę, że bierze się ono stąd, że obserwujemy dość duże różnice w poziomie cyfryzacji szpitali i w poziomie oraz tempie wdrożeń systemów informatycznych, a także elektronicznej dokumentacji medycznej. Wydaje mi się, że najważniejsze czynniki, które wspierają tę cyfryzację, to przede wszystkim wsparcie dyrekcji. Bez niego żaden dział informatyki, informatyk czy pojedynczy lekarz nie są w stanie zapewnić właściwego poziomu i tempa wdrożenia i cyfryzacji szpitala. Wsparcie dyrekcji jest kluczowe. Oczywiście na niewiele się ono zda bez odpowiedniego budżetu i odpowiednich kadr w działach IT oraz systemu szkoleń dla pracowników, ale stanowi warunek konieczny. Od samego początku wdrażania systemów informatycznych obserwujemy, że w placówkach, w których sponsorem jest dyrektor lub jego zastępca, systemy są wdrażane szybko i sprawnie. Tam, gdzie jest to zostawione personelowi bez wsparcia dyrekcji, trwa to długo i zwykle jest nieefektywne.
Jak sprawić, aby wdrożenie elektronicznej dokumentacji medycznej okazało się skuteczne?
Jeżeli przez skuteczność będziemy rozumieli procent tych dokumentów, które są wystandaryzowane, które znalazły się w rozporządzeniu, to w tej chwili ta skuteczność jest dosyć słaba i wynosi ona, pomimo obowiązującego rozporządzenia, prawdopodobnie kilkanaście procent. Jeżeli chodzi ogólnie o cyfryzację dokumentacji medycznej w całości, to ta sytuacja jest jeszcze gorsza. Są pojedyncze szpitale, które próbują wdrożyć tzw. system paperless hospital, czyli zamienić wszechobecną dokumentację papierową na elektroniczną. Idzie im to coraz lepiej, ale to nadal jest tylko kilka procent szpitali.
Co zrobić, żeby te wyniki były lepsze? Przede wszystkim konieczna jest konsekwencja. Jeśli wydajemy jakieś rozporządzenia, to w ślad za nimi powinny iść odpowiednie systemy wspomagania, czyli środki przeznaczone na wdrażanie tej dokumentacji medycznej, system zachęt, a być może docelowo powiązanie stopnia elektronizacji dokumentacji medycznej z systemem rozliczeń. Wydaje się, że Ministerstwo Zdrowia myśli nad wszystkimi tymi wariantami, ponieważ w ostatnich dokumentach dotyczących strategii wspomina się o konieczności wprowadzenia takich elementów wspomagających, bo wszyscy uważają, że tempo wdrożenia elektronicznej dokumentacji medycznej jest na razie niewystarczające. Jest jeszcze drugi czynnik, czyli konsekwencja i cierpliwość. To jest jednak olbrzymia operacja. Ilość dokumentacji medycznej, która jest tworzona codziennie w jednostkach ochrony zdrowia, jest olbrzymia.
Powtórzę więc jeszcze raz – najważniejsze są determinacja, cierpliwość oraz wspomaganie, także finansowe, ze strony Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia.
Czytaj też: Technologie IT w służbie zdrowiu, pacjentom i medykom