Marek Wójtowicz: Rozsieciowane Lego – klocki szpitalne

Oddziały szpitalne to przede wszystkim miejscowi, silnie zintegrowani z lokalną społecznością specjaliści wytrenowani w stosowaniu schematów postępowania, w obsłudze określonego typu aparatury medycznej, a także szpitalnego systemu informatycznego.
Zaplanowany do wdrożenia od 1 października br. „system podstawowego szpitalnego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej” (tzw. „sieć szpitali”) jest sztywny i nie uwzględnia częstego w szpitalach szczebla powiatowego, historycznie uwarunkowanego istnienia pojedynczych specjalistycznych oddziałów szpitalnych z II i III poziomu „sieciowego”, które nie będą miały racji samodzielnego bytu „enefzetowego”. Będą one mogły wprawdzie dalej świadczyć swoje usługi, ale tylko jako nieformalne „doczepki” bez większych szans na prowadzenie programów lekowych lub świadczeń odrębnie kontraktowanych (tzw. SOK-ów), np. implantacji protez biodrowych. Szpitale niespełniające kryteriów kwalifikacji do sieci mają jeszcze szansę na pozytywną weryfikację dyrektora właściwego OW NFZ po uzyskaniu pozytywnej opinii MZ, ale szpitale już zakwalifikowane do I lub II poziomu nie mają podobnej ścieżki weryfikacji w odniesieniu do pojedynczych oddziałów specjalistycznych umieszczonych (w wykazie oddziałów przypisanych do poszczególnych poziomów) o oczko lub dwa wyżej niż ich szpital.
Lata temu, poproszony o sporządzenie opinii nt. koncepcji sieci szpitalnej, projektowanej ówcześnie przez silną merytorycznie ekipę ministerialną śp. prof. Zbigniewa Religi, mocno zaakcentowałem jako praktyk-szpitalnik, że nie ma w Polsce dwóch identycznych szpitali. Każdy ma lokalne, często także historyczne, uwarunkowania i nie da się ich wrzucić „bez bólu” do „tylko” trzech referencyjnych poziomów. Namawiałem do sieciowania oddziałów, by uwzględnić ww. „lokalności”, a także odrębności lecznictwa psychiatrycznego. Tak się wtedy nie stało, choć jeszcze dwa lata temu wydawało się, że w koncepcji tzw. map potrzeb zdrowotnych dojdzie do sieciowania poszczególnych oddziałów szpitalnych. Nie wyszło…
W jednej z polskich komedii wyśmiewających lata PRL decydent-dyletant (żona tego gościa wyjaśniła, iż: „Mój mąż jest z zawodu dyrektorem”) w obecności projektantów-ekspertów na makiecie osiedla mieszkaniowego przestawia papierowe jeziorko ze środka jednego blokowiska do drugiego i wszyscy eksperci bez dyskusji zatwierdzają tę zmianę. Obawiam się, że w odniesieniu do opisanych wyżej „wąskospecjalistycznych lokalnie” oddziałów w tym czy innym powiecie dojdzie do „przestawienia” specjalistycznego, medycznego „jeziorka” z tego do innego szpitala. Ale czy specjaliści z wyautowanego tym sposobem z sieci oddziału zdecydują się na dojeżdżanie gdzie indziej? I czy ktokolwiek ich zatrudni w nowej lokalizacji? A może wyjadą do innych krajów EU? Strach się bać, że ich stracimy!
Oddziały szpitalne, zwłaszcza te „wąskospecjalistyczne lokalnie”, to nie klocki Lego, które po kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu latach funkcjonowania można rozłączyć, zapakować i wywieźć do innego miasta, by ponownie złożyć z nich identyczną, sprawdzoną konstrukcję. Oddziały szpitalne to przede wszystkim miejscowi, silnie zintegrowani z lokalną społecznością specjaliści wytrenowani w stosowaniu wypracowanych latami schematów postępowania, w obsłudze określonego typu aparatury medycznej, a także w ostatnich latach przyzwyczajania również do unikalnego szpitalnego systemu informatycznego. To ludzie utożsamiający się z konkretnym oddziałem, z przyszpitalną poradnią specjalistyczną, z zespołem ludzi w nich pracujących i leczących się, mający tzw. poczucie misji.
Trzon każdego szpitala najniższego, tj. I poziomu „systemu podstawowego zabezpieczenia szpitalnego…”, stanowią cztery podstawowe specjalności i OITiA. Ta struktura musi funkcjonować w otoczeniu innych specjalności, reprezentowanych nawet przez pojedynczych lekarzy (np. w poradniach przyszpitalnych), ponieważ jest coś bardzo ważnego w szpitalnictwie, o czym rzadko się mówi, a co decyduje o sprawności diagnostyki i efektywności leczenia oraz o małym odsetku błędów. Tym czymś są łatwe do pozyskania konsultacje w specjalnościach innych niż podstawowe i tylko szpitalnik wie, jak ważne są te konsultacje, możliwe do uzyskania tego samego dnia, a najlepiej w tej samej godzinie.
Aktualnie rządzących polityków zdrowotnych proszę, żeby w najbliższych miesiącach z troską pochylili się nad ww. problemami, a nawet zapraszam ich do siebie, na dyżur w szpitalu, np. w SOR lub pogotowiu ratunkowym w ZRM (karetka S), na darmową wizualizację opisanych problemów. Zainteresowanym prześlę grafik moich dyżurów. Kontakt – przez redakcję OPM.