Krzysztof Bukiel: Pułapka zastawiona na obywateli
Kiedy niegodziwie lub nieuczciwie zachowują się obywatele, państwo ma możliwości, aby ich ścigać i odpowiednio karać. Co jednak mają zrobić obywatele, gdy niegodziwie lub nieuczciwie wobec nich zachowuje się państwo?
Kilka dni temu, z wielką pompą (co stało się już zwyczajem tego rządu), premier Mateusz Morawiecki przedstawił kolejny rządowy projekt ustawy. Tym razem była to ustawa „antylichwiarska”, której celem ma być ograniczenie możliwości stosowania drakońskich opłat przez różne firmy pożyczkowe, wykorzystujące nieświadomość obywateli i ich przymusowe położenie. W ten sposób – jak stwierdził pan premier – rząd chce usunąć „pułapki zakładane bardzo często na obywateli przez nieuczciwych pożyczkodawców”.
Cel jest oczywiście szczytny, a podjęte działania zasadne, bo państwo powinno z nieuczciwymi praktykami walczyć. Co jednak w takim razie powiedzieć o sytuacji, gdy te pułapki na obywateli zastawia samo państwo?
Taką wielką pułapką zastawioną na obywateli przez państwo jest system publicznej ochrony zdrowia w naszym kraju. Rząd – w imieniu państwa – obiecuje wszystkim obywatelom bezpłatną opiekę zdrowotną i deklaruje określony (nawiasem mówiąc – bardzo szeroki) zakres świadczeń bezpłatnych. Aby sfinansować te świadczenia, rząd (w imieniu państwa) ustala odpowiednie daniny finansowe nakładane na obywateli i inne zasady finansowania publicznego lecznictwa. Obywatele są zobowiązani do łożenia na publiczną ochronę zdrowia, a w zamian mają obiecane (przez państwo), że jak zachorują, otrzymają odpowiednią pomoc medyczną w placówkach publicznej ochrony zdrowia.
Czytaj także: Krzysztof Kuszewski: Przerażająca zapowiedź
Mając takie zapewnienia rządu (państwa), obywatele – w swojej większości – nie widzą potrzeby dodatkowego oszczędzania na leczenie. Mają przecież prawo wierzyć, że – kto jak kto – ale ich własne państwo nie będzie „zastawiało na nich pułapek” i złożone obietnice spełni. Nawiasem mówiąc, możliwości finansowe większości obywateli są ograniczone (w tym względzie) – przecież już raz na ten cel odłożyli pieniądze, płacąc składkę na powszechne, organizowane przez państwo, ubezpieczenie zdrowotne. Istnienie publicznej ochrony zdrowia, w której świadczenia zdrowotne są bezpłatne, stanowi też mocne ograniczenie dla rozwoju prywatnego lecznictwa, zwłaszcza tego, które nastawione jest na skomplikowane i kosztowne leczenie chorób najcięższych.
Potencjalni prywatni inwestorzy obawiają się – słusznie – że w przypadku takich szczególnie kosztownych świadczeń medycznych liczba osób chcących, a zwłaszcza mogących skorzystać z odpłatnego leczenia, będzie znikoma. Nie pomogą tutaj dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne, bo – aby zapewniały one sfinansowanie szczególnie kosztownego leczenia – musiałyby być powszechne, a powszechne nie będą w sytuacji, gdy państwo gwarantuje swoim obywatelom bezpłatne leczenie w przypadku wszystkich (praktycznie) chorób. Istnienie zatem gwarantowanej i organizowanej przez państwo publicznej ochrony zdrowia skutkuje tym, że – z jednej strony – obywatele czują się zwolnieni z obowiązku odkładania na swoje leczenie (prywatne), z drugiej – prywatne lecznictwo (zwłaszcza dotyczące kosztownych i skomplikowanych terapii) nie ma warunków do rozwoju. Chcąc nie chcąc (praktycznie), wszyscy obywatele skazani są – zwłaszcza w sytuacjach najcięższych i najbardziej kosztownych – na to, co oferuje im publiczna ochrona zdrowia.
I wszystko wydaje się być w porządku do czasu, gdy człowiek zachoruje. Zwłaszcza na jedną z tych chorób, które wymagają złożonego i kosztowego leczenia, a przedtem zaawansowanej diagnostyki. Wówczas taki chory dowiaduje się, ile są warte obietnice rządu i jak naprawdę wygląda system publicznej ochrony zdrowia, że jest niesprawny, dysfunkcjonalny i niewydolny. Wtedy jednak jest już – dla niego – za późno. Jest w sytuacji przymusowej (jak ten dłużnik, który skorzystał z usług lichwiarskiej firmy pożyczkowej) i musi, jako pacjent, czekać w kolejce na odpowiednią pomoc, licząc na to, że opóźnienia w diagnozowaniu i leczeniu choroby nie skończą się dla niego tragicznie. Czy rząd nie zachowuje się w tym przypadku jak typowy „naciągacz” – oszust, który omamił swoich obywateli atrakcyjną obietnicą bez pokrycia, „wyciągnął” od nich pieniądze na przyszłe leczenie, a później – gdy zachorowali – zostawił samym sobie, nie dając praktycznie żadnego innego wyboru?
Kiedy niegodziwie lub nieuczciwie zachowują się obywatele, państwo ma możliwości, aby ich ścigać i odpowiednio karać, korzystając z przepisów prawa. Co jednak mają zrobić obywatele, gdy niegodziwie lub nieuczciwie wobec nich zachowuje się państwo? Kto powinien z takimi praktykami walczyć i w jaki sposób?