Krzysztof Kuszewski: Podsumowanie
Na skutek trwającej w kraju permanentnej kampanii wyborczej nie wolno nawet wspomnieć o współpłatnościach. Nie mówiąc o tym, że już dziś z własnej kieszeni ludzie płacą około 30% na zdrowie.
W roku, który dobiega końca, działy się przedziwne rzeczy. Wielu uwierzyło, że po zmianie ministra i bohaterskiej postawie rezydentów zostaną podjęte decyzje o realnej poprawie finansowania systemu ochrony zdrowia. Nic z tego. Minister zdrowia obiecał, a rezydenci dali się nabrać. Właściwie to wszyscy dali się nabrać. Premier jeździł po Polsce i głosił, że nigdy jeszcze nie było tak dużo pieniędzy, a tu na zdrowie „ni ma”. Może kiedyś, jak uszczelnimy system, co robimy pracowicie od czasów premiera Mazowieckiego i jego zastępcy Leszka Balcerowicza. Na skutek trwającej w kraju permanentnej kampanii wyborczej nie wolno nawet wspomnieć o współpłatnościach. Nie mówiąc o tym, że już dziś z własnej kieszeni ludzie płacą około 30% na zdrowie. Potem wywołano wielką dyskusję o referendum konstytucyjnym, która zakończyła się, jak ogłosił Pan Marszałek Senatu, wielkim sukcesem, bowiem Senat wniosek odrzucił. Krytykowałem wówczas próbę wpisania do artykułu 68 Konstytucji akapitu o szczególnej ochronie kobiet i dzieci, a także osób niepełnosprawnych, bo on już tam jest, ktoś go przepisał i zaproponował, aby zapytać naród, czy chce, żeby się tam znalazł. Pozostaje słodką tajemnicą, jak nie czytając Konstytucji, można z niej przepisać kawałek, ale widać można. Wreszcie udało się dokończyć dzieła zniszczenia Narodowego Programu Zdrowia, zapoczątkowanego jeszcze za Platformy, przenosząc go do ministerstwa, gdzie umarł śmiercią naturalną. Ale nim to nastąpiło, dopisano do niego naturalne sposoby prokreacji i zapobiegania ciąży, a wykreślono choroby układu krążenia, nowotwory i wypadki, uznając za najważniejszą walkę z otyłością i alkoholizmem.
Trochę dziwnym zjawiskiem przyrodniczym okazało się przeniesienie wyciągania publicznych pieniędzy na nikomu niepotrzebne mapy potrzeb zdrowotnych z ministerstwa do Narodowego Funduszu Zdrowia, który przecież podlega ministrowi, ale teraz to my ze składek płacić będziemy za to wielkie oszustwo. Wreszcie w ramach stulecia niepodległości mamy najbardziej od lat zadłużone szpitale i nieszczęsną prezydencką żarówkę, która zużywa dużo drożejącej energii, a w dużym szpitalu jest np. 6000 punktów świetlnych, co powoduje znaczące wydatki, o czym od lat wiedzieli menadżerowie i oszczędzali energię wszystkimi sposobami. Z tą energią to naprawdę są cuda. W szpitalach i innych obiektach publicznych są tak zwane „drzwi suwane”. Ktoś kiedyś założył, że do szpitala będzie wchodziła średnio podczas doby jedna osoba na minutę. Co się okazało? Do wielkiego nowoczesnego szpitala wchodzi w pewnych okresach 60 osób na minutę, czyli drzwi będą otwarte cały czas, a droga energia będzie uciekać. Trzeba zastosować wielkie drzwi obrotowe i po sprawie.
Co teraz zrobić z 12-miliardowym długiem, który jest długiem niegrzecznych samorządów, ale również klinik i instytutów. Rada jest prosta: rolować dług jak dywan, rozwijać go przed sobą, a zwijać za sobą i płacić tylko odsetki. Tak już było, gdy metodę tę przed laty w Sejmie prezentował jeden z wiceministrów finansów, a Wysoka Izba słuchała z otwartymi ustami, jakie to proste i eleganckie. Jest też druga metoda – „na frankowicza” – obiecywać i jeszcze raz obiecywać. To naprawdę działa. Przynajmniej trzy lata. No i na koniec antyszczepionkowcy w Sejmie, a nacjonaliści na ulicach. Wszystko w imię wolności słowa, demokracji i Boga, Honoru i Ojczyzny. I to by było na tyle. A co na przodzie, czyli przed nami, tego nikt nie wie.