Czerwony śledź - dlaszpitali.pl dlaszpitali.plCzerwony śledź - dlaszpitali.pl

Wyszukaj w serwisie

Reklama

Czerwony śledź

opm-dlaszpitali-czerwony-śledź

Nie jest łatwo rozkminić, czy podążamy właściwym tropem, szukając przyczyn np. złej jakości systemu publicznej opieki zdrowotnej, czy też podążamy mylącym i prowadzącym na manowce podrzuconym nam tropem „czerwonego śledzia”.

W sierpniu 2007 r. ówczesny marszałek Sejmu Ludwik Dorn, komentując zasadność podwyżkowych protestów lekarzy i pielęgniarek, użył zręcznego „apoftegmatu” czy też inaczej „bon motu”: „pokaż lekarzu, co masz w garażu”, całkowicie odwracając uwagę strajkujących medyków i społeczeństwa (znaczy pacjentów) od kluczowego problemu skandalicznie niskich wynagrodzeń w służbie zdrowia, dzieląc przy okazji środowisko opieki zdrowotnej na tych z „garażami” i na tych z „rowerami”. Tego samego chwytu, choć nie tak zręcznie, użyła w październiku 2024 r. obecna minister/ministra zdrowia, przywołując z zasobów AOTM przykład faktury za miesięczne usługi lekarza-kontraktowca w wysokości 299 tys. zł i sugerując, że jest to jedna z przyczyn narastającego zadłużenia szpitali.

Też jestem, jako emeryt, na tzw. kontrakcie i choć moje faktury miesięczne są „tylko” kilku lub kilkunastotysięczne, to powstają one jako iloczyn liczby „przepracowanych” godzin i stawki uzgodnionej, a w zasadzie „podpowiedzianej” przez usługobiorcę, czyli szpital. Nie można nazwać tych pieniędzy płacą, ponieważ w tej kasie są poniesione przeze mnie tzw. koszty uzyskiwania przychodu, czyli odzież robocza, obsługa księgowa, badania z zakresu medycyny pracy, ubezpieczenie zawodowe, koszty urlopowej przerwy w wykonywaniu usług i co najważniejsze – podatek dochodowy i składka zdrowotna (płacona dodatkowo mimo tego, że jako emeryt i tak mam prawo do leczenia na tzw. enefzet).

Kiedyś zapytano mnie na sesji samorządowej, ile zarabia lekarz kontraktowy. Odpowiedziałem, że on sam tego nie wie, bo oprócz ww. opłat dochodzą mu jeszcze comiesięczne koszty, np. jego wypasionego auta wziętego w leasing, czyli na typowo oprocentowany kredyt, który przez 2-4 lata musi spłacić, a we wrześniu każdego roku i tak pewnie wskoczy do wyższej grupy podatkowej, więc jego tzw. czysty pieniądz na rękę jeszcze się zmniejszy, ale za to Skarb Państwa się na pewno ucieszy, że ma tak cennego podatnika. A dyrektor szpitala cieszy się, że ma lekarza-kontraktowca wypełniającego luki w obsadzie całodobowej, a często cennego, jedynego w danej specjalności ściągającego pacjentów artystę-wirtuoza zapewniającego rację „pełnego” bytu etatowcom traktu operacyjnego, pracowni rtg/TK/MRI i innym pracowniom diagnostyczno-zabiegowo-rehabilitacyjnym.Ta wiedza nie jest powszechna (nawet, jak się okazuje, wśród niektórych marszałków i ministrów), więc większość społeczeństwa myśli, że jak ktoś wystawia fakturę na 299 tys. zł, to właśnie tyle zarabia i już jest wiadoma główna przyczyna zadłużania się szpitali. Nikt nie chce zastanawiać się, dlaczego mamy jedną z najniższych w EU i ostatnio dla niektórych obniżoną składkę zdrowotną, dlaczego NFZ zmuszany jest do finansowania (z naszych składek zdrowotnych) dodatkowych kosztownych zadań, do tej pory finansowanych ze Skarbu Państwa (czyli z naszych podatków) i dlaczego w roku 2025 zabraknie w budżecie NFZ na wypłaty dla szpitali ponad 6 mld zł.

Anglosasi mają specjalne określenie dla tego typu socjotechniki odwracania uwagi od rzeczywistego problemu i kierowania jej na poboczne, niemające istotnego znaczenia tropy. Nazwali ją Red Herring, czyli „czerwony śledź”. Nie ma w przyrodzie takiego gatunku śledzia, ale poprzez silne nasolenie i utwardzenie tym sposobem tej popularnej i znanej nam wszystkim rybki otrzymuje się produkt szczególnie silnie woniejący, z czerwonawym zabarwieniem mięsa. Raz na jakiś czas udaje mi się w listopadowo-grudniowym okresie przedświątecznym zakupić na targu całe śledzie z czerwonawym mięskiem (nawet z dodatkowym bonusem, czyli mleczem… pychota) i rzeczywiście jest to prawdziwy rarytas kulinarny, który niestety da się odkryć dopiero po oskórkowaniu i wyfiletowaniu. Te silnie woniejące rybki wykorzystywano w Anglii od XIII w. do szkolenia psów myśliwskich, znacząc poprzecznie właściwe myśliwskie tropy mylącym psią sforę zapachem „czerwonego” śledzia, przeciąganego przez myśliwego-tresera na sznurze za galopującym koniem. Sztuka tresury polegała na oduczeniu piesków podążania za takim mylącym śledziowym zapachem i niezbaczania z właściwego tropu namierzonego lisa lub innej wartej fatygi zwierzyny. Termin ten w odniesieniu do życia społeczno-politycznego i tropienia marnacji publicznych pieniędzy spopularyzował w Wielkiej Brytanii w 1807 r. polityk, publicysta i ciężko, uczciwie pracujący farmer William Cobbett.

Dziś, w dobie wszechobecnego internetu i nieograniczonych tanich możliwości niemal natychmiastowego skupiania na czymś społecznej uwagi, technika „czerwonego śledzia” rozkwita. I nie jest łatwo rozkminić, czy podążamy właściwym tropem, szukając przyczyn np. złej jakości systemu publicznej opieki zdrowotnej, czy też podążamy mylącym i prowadzącym na manowce podrzuconym nam tropem „czerwonego śledzia”. Tu dodam skojarzenie (właśnie wyskoczyło mi z głowy) ze starorzymskim satyrykiem Decimusem Juniusem Juvenalisem z Akwinu (55-130 n.e.), zapamiętanym dzięki celnym i często cytowanym hasłom: „chleba i igrzysk” (łac. panem et circenses) oraz „w zdrowym ciele zdrowy duch” (łac. mens sana in corpore sano). Jest coś takiego w ludzkim gatunku, że przez wieki wystarczyło dać jeść i zająć umysły jakąś rozrywką (lub wojną), by skutecznie rządzić. Ale teraz świadomi rozpowszechnianych w necie innych, wyższych potrzeb, żądamy jeszcze np. zdrowego ciała ze zdrowym duchem czy też, że użyję powiedzenia sprzed 25 lat: „fury, skóry i komóry” lub innych „all inclusive”. Politykom coraz trudniej przychodzi zająć czymś wyborcze umysły, a menedżerom, także zdrowotnym, skupić wysiłki wszystkich pracowników wyłącznie na realizacji misji firmy, także… bez zbędnego „podskakiwania”. W takich razach sięga się po technikę „czerwonego śledzia” i puszcza „sforę” mocno pachnącym, atrakcyjnym tropem w poszukiwaniu prostego rozwiązania problemu. To nic, że to lipny, śledziowy trop i nie doprowadzi do lisa. Niech sobie pobiegają, niech się zmęczą lub co byłoby najlepsze… niech się zniechęcą. A jak się nie zniechęcą, to się im za jakiś czas wskaże inny atrakcyjny ślad kolejnego wyciągniętego z beczki „czerwonego śledzia”. A jak będzie mus, to i trzeci śledź się znajdzie.

Marek Wójtowicz

Czytaj także: Ninisi i neetsi

Komentarze

Strefa wiedzy

664 praktycznych artykułów - 324 ekspertów - 16 kategorii tematycznych

Reklama
Poznaj nasze serwisy