W Polsce brakuje anestezjologów
Mamy w Polsce niedobór anestezjologów, dlatego w niektórych szpitalach odracza się zabiegi operacyjne. Za mało jest też łóżek szpitalnych na oddziałach intensywnej terapii, gdzie lekarze tej specjalności pełnią kluczową rolę – zwracają uwagę eksperci.
Zdaniem dr. Tomasza Napiórkowskiego z Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie – Państwowego Instytutu Badawczego w dzisiejszych czasach bez anestezjologów nie można wyobrazić sobie zabiegów medycznych i operacji, jak również wielu procedur diagnostycznych, jak kolonoskopia czy gastroskopia. Na spotkaniu prasowym zorganizowanym 16 października w ramach obchodów Światowego Dnia Anestezjologii ekspert przypomniał, że specjaliści w tej dziedzinie zajmują się kwalifikacją pacjenta do zabiegów medycznych i operacji, zapewniają znieczulenie oraz monitorują stan pacjenta podczas operacji, jak również w okresie pooperacyjnym.
Dbają o bezpieczeństwo i uśmierzają ból
– W trakcie operacji mogą zdarzyć się sytuacje potencjalnie niebezpieczne dla pacjenta, jak zatrzymanie krążenia czy uczulenie na zastosowane leki. A anestezjolog musi mieć wiedzę, jak postępować w takich przypadkach – tłumaczy dr Tomasz Napiórkowski.
Dr Konstanty Szułdrzyński, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Państwowym Instytucie Medycznym MSWiA w Warszawie, dodał, że to głównie anestezjolodzy zajmują się leczeniem bólu. Z anestezjologii wyrosła intensywna terapia, a jej celem jest podtrzymanie funkcji życiowych i ich monitorowanie u ciężko chorych pacjentów, których organizm stracił możliwość poradzenia sobie z chorobą – np. z sepsą.
Anestezjologia i intensywna terapia stanowią trudną specjalizację. Wymagają wiedzy na temat funkcjonowania organizmu człowieka, wiedzy z zakresu farmakologii oraz stosowania różnych zabiegów, wymienia dr Szułdrzyński.
– Trzeba umieć szybko podejmować trudne decyzje przy niepełnych danych. Np. gdy pacjent przyjeżdża z SOR-u, nie mamy czasu czekać na wyniki badań, ale musimy działać, bo może umrzeć – wyjaśnia.
Ponadto większość osób, które obecnie trafiają na intensywną terapię, to pacjenci w bardzo zaawansowanym wieku.
– W naszym szpitalu na oddziale intensywnej terapii mamy bardzo wielu 90-latków. Jest to problem, ponieważ zdolności ich organizmu do regeneracji są dużo mniejsze niż osób młodych – wskazuje dr Szułdrzyński. I zaznacza, że mają oni również wiele chorób współistniejących, co trzeba uwzględnić w postępowaniu z pacjentem. Jak ocenia, wyzwaniem są także pacjenci z urazami wielu narządów, po wypadkach, po bardzo rozległej operacji oraz we wstrząsie septycznym, wywołanym przez zakażenie drobnoustrojami.
Postęp technologiczny i sztuczna inteligencja
Specjaliści podkreślają, że dzięki postępowi medycyny współczesna anestezjologia jest bardzo bezpieczna. Podczas znieczulenia u pacjenta cały czas monitoruje się ciśnienie, tętno, saturację.
– Postęp technologiczny jest ogromny – począwszy od zupełnie mechanicznych rozwiązań, nowych urządzeń i aparatów, po eksplozję sztucznej inteligencji. Każde z urządzeń podłączonych do pacjenta na sali operacyjnej czy oddziale intensywnej terapii to mały komputer. Niezależnie od tego, czy jest to kardiomonitor, czy pompa infuzyjna, czy respirator. Pobieranie przez te urządzenia danych do systemu, który jest w stanie zauważyć drobną zmianę zachodzącą w organizmie pacjenta i wspomagać decyzje lekarza, to niesamowity postęp – mówi dr Konstanty Szułdrzyński.
Dodaje też, że sztuczna inteligencja doskonale radzi sobie z analizowaniem zmian różnych parametrów organizmu w czasie. Na tej podstawie jest w stanie ocenić ryzyko nagłego zgonu pacjenta.
– Dlatego myślę, że jakościowy skok w medycynie, zwłaszcza jeśli chodzi o leczenie pacjentów w stanie krytycznym, będzie wiązał się ze sztuczną inteligencją. Będzie ona jednak tylko protezą mózgu człowieka, ale nigdy go raczej nie zastąpi. Bo kto poniesie odpowiedzialność za to, co się dzieje z pacjentem? Trudno pociągnąć do odpowiedzialności algorytm. Dlatego zawsze na końcu tego łańcucha będzie lekarz – ocenia specjalista.
Coraz lepsze leki i metody
W anestezjologii stosuje się też coraz lepsze leki i metody znieczulenia. Podstawę stanowią leki wpływające na stan świadomości i zapadanie w sen. W zależności od tego, jaki zabieg ma być przeprowadzony, używa się różnych rodzajów znieczuleń. W przypadku badań diagnostycznych zwykle stosuje się sedację, która ma trzy stopnie: minimalną, umiarkowaną i głęboką, jak wymienia dr Napiórkowski. W przypadku sedacji minimalnej pacjent jest uspokojony i zrelaksowany, ale zachowuje świadomość, można nawiązać z nim kontakt. Jest ona stosowana przy bezinwazyjnych lub bardzo mało inwazyjnych procedurach, jak badanie rezonansem magnetycznym u pacjentów z klaustrofobią.
– Dalsze stopnie sedacji dostosowujemy do procedury. Gdy może być ona bolesna, dodajemy do sedacji element przeciwbólowy. Jest to tzw. analgosedacja – wyjaśnia anestezjolog.
Znieczulenie ogólne stosuje się w razie konieczności wykonania operacji. Gdy pacjent w trakcie operacji wymaga np. intubacji, podaje się leki zwiotczające mięśnie.
Dr Napiórkowski zwraca uwagę, że ostatnio pojawiły się leki wpływające na świadomość pacjenta, które działają tylko wtedy, gdy przeprowadzana jest dana procedura. Jednym z nich jest np. remimazolam z grupy benzodiazepin. Ponieważ lek bardzo szybko ulega metabolizmowi w organizmie, okres jego działania można dostosować do tego, ile będzie trwała dana procedura.
– Od czasu podania ostatniej dawki do zupełnego zakończenia działania leku i powrotu pacjenta do całkowitej świadomości upływa 10-12 minut. Dzięki temu pacjent może szybko wrócić do codziennych czynności – zaznacza dr Tomasz Napiórkowski. I dodaje, że w Polsce lek jest zarejestrowany do sedacji w przypadku takich zabiegów, jak m.in. kolonoskopia, gastroskopia, a także np. przy kardiowersji.
Brakuje anestezjologów i łóżek na OIT
Dr Szułdrzyński wskazuje, że w Polsce ogromnym problemem jest niedobór kadry anestezjologów.
– Jest ich wyraźnie za mało, a ze względu na bezpieczeństwo pacjenta wymagane jest, aby anestezjolog był przy każdym znieczuleniu związanym z operacją czy na oddziale intensywnej terapii. Poza tym procedur wymagających znieczulenia ogólnego i sedacji jest coraz więcej, dlatego zapotrzebowanie na anestezjologów jest duże – tłumaczy.
I dodaje, że z powodu braków kadrowych są szpitale, gdzie konieczne jest odraczanie zabiegów i operacji.
– Co więcej, kilka lat temu wprowadzono limity na intensywną terapię, co oznacza, że jeśli na oddziale będziemy mieć kilku więcej pacjentów w ciężkim stanie, to szpital będzie musiał o kilku mniej chorych zoperować albo się zadłuży – mówi dr Szułdrzyński.
W jego ocenie w Polsce jest też za mało łóżek na oddziałach intensywnej terapii.
– Najwyżej 2% szpitalnych łóżek to łóżka intensywnej terapii, a zgodnie ze wskazaniami UE powinno być ich 5%. W Niemczech jest między 8 a 10%. O tym, jak bardzo ich brakuje, mogliśmy przekonać się podczas pandemii. Standardem na świecie jest to, aby 30% łóżek na oddziałach intensywnej terapii było zawsze wolnych. Pacjent na łóżko na oddziale intensywnej terapii nie może czekać – podsumowuje.
Źródło: naukawpolsce.pl/jjj/lm
Czytaj także: Personel medyczny coraz mocniej odczuwa skutki braków kadrowych w ochronie zdrowia