Żal serce ściska
Aż żal serce ściska, gdy widać, jak marnowana jest potencjalna energia wielu ludzi, którą można by spożytkować na zapewnienie sprawnego, efektywnego lecznictwa wysokiej jakości, gdyby tylko pozwolić im swobodnie funkcjonować na „rynku świadczeń zdrowotnych”.
W październiku 2022 r. odbył się kolejny Krajowy Zjazd Delegatów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Związek został zarejestrowany 31 lat temu, a ja byłem inicjatorem jego powołania i jednym z założycieli. Od tej pory przez 30 lat byłem przewodniczącym Zarządu Krajowego OZZL. W tym roku po raz pierwszy zrezygnowałem z kandydowania na to stanowisko.
OZZL powstał w czasie, gdy – po 45 latach PRL-u – odżyła na nowo aktywność społeczna Polaków, niekrępowana ideologicznymi ograniczeniami. Tworzyły się wówczas liczne nowe organizacje społeczne, partie polityczne, związki zawodowe. Polacy „rzucili się”, aby naprawić funkcjonowanie wielu dziedzin życia w naszym kraju, w tym również ochrony zdrowia. Dlatego OZZL był nie tylko związkiem zawodowym, ale także ruchem społecznym lekarzy na rzecz reformy ochrony zdrowia. Pamiętając dobrze patologie „socjalistycznej służby zdrowia” z okresu PRL-u, lekarze z OZZL-u opowiedzieli się za systemem rynkowym, w którym szpitale i przychodnie – państwowe i prywatne – konkurują ze sobą o pacjenta i o pieniądze, które za tym pacjentem „idą”, działają dla zysku, czyli muszą się utrzymać ze swojej działalności, a finansowaniem leczenia zajmują się niezależne od polityków firmy ubezpieczenia zdrowotnego. Taki system – w naszej ocenie – zapewniłby efektywność, wysoką jakość świadczeń oraz odpowiednie wynagrodzenie personelu medycznego. Naszym celem była nie tyle wybiórcza poprawa sytuacji lekarzy, co stworzenie sprawnego, racjonalnego systemu ochrony zdrowia, w którym „wygranymi” będą wszyscy jego uczestnicy: pacjenci, lekarze, podmioty lecznicze, ubezpieczalnie zdrowotne i państwo cieszące się ze sprawnego lecznictwa, działającego na rzecz jego obywateli. Aby osiągnąć ten cel, OZZL angażował się w wiele inicjatyw i podejmował współpracę z różnymi organizacjami: związkami zawodowymi, związkami pracodawców, instytutami, organizacjami dyrektorów itp. Członkami OZZL-u byli niektórzy założyciele Porozumienia Zielonogórskiego, będącego początkowo stowarzyszeniem lekarzy POZ, a później związkiem pracodawców. Ogólnopolskie Stowarzyszenie Szpitali Prywatnych, obchodzące miesiąc temu swoje 20-lecie, powstało z inicjatywy członka OZZL-u (przewodniczącego Regionu Pomorskiego) Andrzeja Sokołowskiego, lekarza i przedsiębiorcy. Na początku lat dwutysięcznych OZZL przedstawił własny pomysł racjonalnego systemu ochrony zdrowia, finansowanego przez „bon zdrowotny”, czyli składkę opłacaną z budżetu państwa za każdego obywatela i wpłacaną do – wybranej przez niego – jednej z konkurujących ze sobą kas ubezpieczenia zdrowotnego. Świadczenia miały być udzielane przez konkurujące ze sobą podmioty, niezależnie od ich statusu prawnego i formy własności. Pod tym pomysłem podpisało się wiele organizacji, a OZZL napisał konkretny projekt ustawy wprowadzającej ów system, przedstawiony nawet na jednym z posiedzeń sejmowej komisji zdrowia (przewodniczącą komisji była wówczas Ewa Kopacz).
Przez wiele lat wydawało się, że reforma publicznej ochrony zdrowia zmierza w kierunku rynkowym, uwzględniającym ekonomiczne uwarunkowania i ludzkie motywacje. Szczególnym etapem na tej drodze było wprowadzenie kas chorych i konkurencji między „świadczeniodawcami”, z którym kasy zawierały umowy. Nastąpiła prywatyzacja niektórych usług, zwłaszcza w ambulatoryjnej opiece zdrowotnej, poprawiło się zarządzanie szpitalami, efektywność pracy pracowników medycznych i wykorzystanie zasobów. W niektórych dziedzinach nastąpiła spektakularna poprawa (np. w dializoterapii czy kardiologii interwencyjnej). Wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a zauważane błędy będą naprawiane przez rządzących we współpracy z „interesariuszami” systemu. Niestety tak się nie stało. Politycy realizowali swoje doraźne cele, oznaczające nierzadko „skok na kasę”, czyli chęć kontroli pieniędzy przeznaczanych na lecznictwo. Bardzo szybko zaczęły się odwrót od mechanizmów rynkowych i ponowna centralizacja systemu, a argumenty merytoryczne zostały zastąpione przez ideologię i politykę. Ostatnie lata przyniosły przyspieszenie tej tendencji, bo obecny rząd wprost zapowiada powrót do „etatystycznej” służby zdrowia. Nie przynosi to poprawy sytuacji, co zauważył nawet prezes partii rządzącej na licznych spotkaniach z wyborcami. System taki jest bowiem – z natury rzeczy – nieefektywny i dysfunkcjonalny (właśnie z tego powodu zdecydowano się odejść od niego po upadku „komuny”). Dalsze upieranie się przy jego wprowadzaniu powoduje, że ludzie przestają już mieć nadzieję na trwałą poprawę i myślą tylko, jak z tego „bałaganu” wyciągnąć najwięcej dla siebie. Aż żal serce ściska, gdy widać, jak marnowana jest potencjalna energia wielu ludzi, którą można by spożytkować na zapewnienie sprawnego, efektywnego lecznictwa wysokiej jakości, gdyby tylko pozwolić im swobodnie funkcjonować na „rynku świadczeń zdrowotnych”. Zamiast tego tworzone są jakieś karkołomne przepisy, „formuły”, niemal zaklęcia, które mają wymusić wysoką jakość leczenia, jego koordynację, efektywne działanie, dobre zarządzanie, odpowiednie finansowanie, właściwe pensje pracowników. Każdy z tych elementów regulowany jest odgórnie, oddzielnie, odpowiednim zarządzeniem, ustawą lub rozporządzeniem. Moim zdaniem to jest ślepy zaułek. Brak nadziei na wyjście z niego w najbliższych latach był jednym z głównych powodów mojej rezygnacji z kandydowania na stanowisko przewodniczącego OZZL-u. Musiałbym bowiem przez kolejne lata „kopać się z koniem”, na co nie mam już siły. Może moi następcy będą mieli więcej cierpliwości na tym polu.