Wizjoner znad Excela
Polska publiczna ochrona zdrowia wymaga zmian. Nie mogą to być jednak zmiany dokonywane „znad programu kalkulacyjnego” przez osobę, która z ochroną zdrowia niewiele dotychczas miała do czynienia.
Minister zdrowia Adam Niedzielski uzyskał jakiś czas temu tytuł „Wizjonera” w ochronie zdrowia, przyznany mu przez jeden z tygodników. Pan minister najwyraźniej przejął się tym tytułem i zobowiązaniem, jakie on za sobą niesie, bo – raz po raz – przedstawia kolejne, historyczne jego zdaniem, reformy w publicznej ochronie zdrowia. Właśnie w ostatnich dniach zapowiedział wielki przełom w funkcjonowaniu podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), który ma nastąpić 1 lipca br. Od tego dnia lekarze POZ mają stać się prawdziwymi opiekunami i przewodnikami swoich pacjentów – nie tylko po systemie ochrony zdrowia, ale i w codziennym ich życiu, aby było ono bardziej zdrowe. Będą temu służyć: poszerzenie zakresu badań, na które będzie mógł skierować lekarz POZ, poszerzenie kompetencji pielęgniarek, praktyki, powołanie koordynatorów (leczenia) w praktykach POZ, możliwość podpisywania umów przez lekarzy POZ z lekarzami specjalistami i przejęcie leczenia części pacjentów przez lekarzy POZ od specjalistów.
Niedługo przed ogłoszeniem reformy POZ pan minister z podobną emfazą przedstawiał inną wielką reformę – tym razem w zakresie profilaktyki. Ma ją stanowić projekt „Zdrowe Życie”, nad którym patronat objął prezydent RP wraz z małżonką. Dzięki temu projektowi Polacy będą mogli przeprowadzić bezpłatne badania i skorzystać z konsultacji lekarskich w tzw. Mobilnych Strefach Zdrowia. Dzięki temu korzystanie przez Polaków z profilaktycznych badań – zdaniem ministra – bardzo się poprawi, podobnie jak ich zdrowotna świadomość, która wpłynie na zmianę stylu życia na bardziej prozdrowotny. Wypada przypomnieć, że podobną akcję, „Profilaktyka 40 Plus”, wprowadzono rok temu.
Jeszcze wcześniej minister zapowiadał „historyczny przełom” w funkcjonowaniu szpitalnictwa w Polsce. Miała do niego doprowadzić realizacja ustawy o modernizacji i poprawie efektywności szpitalnictwa, której projekt przygotowało Ministerstwo Zdrowia. „Po drodze” minister Niedzielski przedstawił też kilka mniejszych reform, np. w postaci zaopatrzenia każdej gminy w ambulans – karetkę pogotowania ratunkowego, której załogę mieliby stanowić strażacy przeszkoleni w ratownictwie medycznym, albo powstanie nowego zawodu – asystenta chirurga, który miałby częściowo odciążyć lekarzy w wykonywaniu operacji, czy też rozszerzenie kompetencji ratowników medycznych pracujących w karetkach, aby „uwolnić” etaty zajmowane teraz przez lekarzy albo kompetencji opiekunów medycznych, aby zastąpić częściowo pielęgniarki.
Wszystkie te projekty wielkich reform ministra Niedzielskiego mają dwie wspólne cechy: 1. są robione z perspektywy człowieka siedzącego przy biurku nad programem kalkulacyjnym (zgodnie z tą perspektywą wszystko można urządzić odgórnie, nie oglądając się na rzeczywiste uwarunkowania czy ludzkie motywacje i zachowania); 2. projekty ogłaszane są z wielką „pompą” i są elementem kampanii propagandowej mającej przekonać Polaków, że rząd troszczy się o ich zdrowie.
Tak naprawdę to żadna ze wspomnianych wyżej „reform” jeszcze nie weszła w życie, ale już zapowiedzi czy pierwsze próby ich wdrożenia wróżą porażkę. Weźmy wielką reformę szpitalnictwa, przewidującą naprawę finansów szpitalnych z poziomu centralnej, nadzorczej instytucji i odgórne zarządzanie szpitalami. Spotkała się ona z powszechną krytyką z – praktycznie – wszystkich zainteresowanych stron. Krytyka była tak druzgocąca, że rządzący postanowili odłożyć planowane zmiany na okres po wyborach, obawiając się najprawdopodobniej ich fatalnych skutków, które mogłyby przesądzić o wyborczej porażce. Nie udała się również poprzednia akcja promująca badania profilaktyczne „Profilaktyka 40 Plus”. Można zatem domniemywać, że podobny los spotka „Zdrowe Życie”. Nie ma się też co spodziewać „cudu” w POZ od 1 lipca br. Przedstawiona reforma nie uwzględnia bowiem istniejących ograniczeń: braku odpowiedniej liczby pracowników w POZ (skąd wziąć „koordynatorów”, skąd lekarzy do leczenia tego, co przedtem leczyli specjaliści), braku odpowiedniej liczby specjalistów chętnych do podpisywania umów z POZ, przyzwyczajeń i motywacji pacjentów chcących leczyć się u wybranych lekarzy, niekoniecznie lekarzy rodzinnych. Wiele obaw praktyków, pracujących codziennie w ochronie zdrowia, budzą też ww. pomysły nowych zawodów medycznych (asystenta chirurga) czy poszerzenie kompetencji niektórych istniejących zawodów (ratowników, opiekunów medycznych albo strażaków), aby ograniczyć skutki niedoborów profesjonalistów.
Polska publiczna ochrona zdrowia wymaga – niewątpliwie – zmian. Nie mogą to być jednak zmiany dokonywane „znad programu kalkulacyjnego” przez osobę, która z ochroną zdrowia niewiele dotychczas miała do czynienia (minister Niedzielski przed rokiem 2018 zajmował się zupełnie innymi sprawami). Powinny to być zmiany wypracowane przez osoby „ze środka”, które codziennie spotykają się z określonymi problemami, które je znają, które wiedzą, co trzeba poprawić i jak to zrobić. Ich głosów powinien słuchać reformator i ich pomysły wdrażać. Podobną zasadę przyjmują np. japońskie przedsiębiorstwa (opierając się na tradycyjnej filozofii kaizen – małych kroków), co stało się jednym ze źródeł japońskiego sukcesu gospodarczego.
Czytaj też: Cukierkopodobne i inne ciała obce