Stracona szansa
Najprostszym sposobem zwiększenia nakładów na publiczną ochronę zdrowia i najłatwiejszym do weryfikacji byłoby – oczywiście – podniesienie wysokości składki na NFZ, co jest tym bardziej zasadne, że składka ta, liczona odsetkiem od wynagrodzeń, jest w Polsce chyba najmniejsza w Europie spośród krajów o podobnym systemie finansowania, gdzie wynosi zwykle ok. 13-16%.
Fakt, że nakłady na publiczną ochronę zdrowia w Polsce są dalece niewystarczające nie jest kwestionowany nawet przez tych, którzy za ten stan rzeczy odpowiadają, czyli przez kolejne rządy RP. Zawsze jednak w odpowiedzi na postulat, aby te nakłady zwiększyć, pojawiały się argumenty, że to niemożliwe, bo budżet państwa nie da rady, a obywatele nie zgodzą się na wzrost opodatkowania. Obecny rząd zapowiedział przełom w tej sprawie. Stanowić go miała ustawa określająca, że nakłady na publiczną ochronę zdrowia muszą osiągnąć co najmniej określony procent PKB w określonym roku. Jeśli nie zapewnią tego składki na NFZ, dopłaci budżet państwa. Wiarygodność tego „przełomu” mocno jednak ogranicza fakt, że zapowiadane 6% PKB (minimum minimorum, jak to określił szef partii rządzącej) miało być osiągnięte dopiero 10 lat po przejęciu władzy przez PiS, a dodatkowo punktem odniesienia miał być PKB sprzed dwóch lat. Nawiasem mówiąc, oznacza to, że jeśli PKB rosłoby w Polsce corocznie, poziom minimum minimorum nie zostałby osiągnięty nigdy. Ta opieszałość w podnoszeniu nakładów na publiczną ochronę zdrowia przez rządzących stoi w rażącej sprzeczności z wielką ochotą, jaką wykazują oni do wydawania licznych miliardów złotych ze środków publicznych na inne cele. Protest lekarzy rezydentów i stała presja środowisk medycznych, a także zapewne wyniki wielu sondaży opinii społecznej, spowodowały, że rządzący zwiększyli w ustawie ww. odsetek do 7% i nieco przyspieszyli datę jego osiągnięcia – na rok 2024. Nadal jednak są to tylko zapowiedzi, dodatkowo trudne do weryfikacji w sytuacji, gdy nie jest do końca wiadomo, co do tych nakładów na publiczną ochronę zdrowia będzie wliczane. Można tutaj bowiem, manipulując różnymi danymi, pokazać, że osiągnęły one określony poziom, chociaż tego nie zrobiły. Będzie to tym łatwiejsze, że „w międzyczasie” wprowadzono liczne „fundusze”, które kompletnie zamazują system finansowania lecznictwa, opartego na składce zdrowotnej opłacanej przez obywateli.
Najprostszym sposobem zwiększenia nakładów na publiczną ochronę zdrowia i najłatwiejszym do weryfikacji byłoby – oczywiście – podniesienie wysokości składki na NFZ, co jest tym bardziej zasadne, że składka ta, liczona odsetkiem od wynagrodzeń, jest w Polsce chyba najmniejsza w Europie spośród krajów o podobnym systemie finansowania, gdzie wynosi zwykle ok. 13-16%. Parę lat temu OZZL zaapelował do rządu PiS, aby – zamiast ustawy o zwiększeniu finansowania publicznej ochrony zdrowia z budżetu państwa – podniósł wysokość składki do 13,5% podstawy, co oznaczałoby zapowiadane 6% (lub nieco więcej) PKB. Usłyszeliśmy wówczas to, co wiele razy przedtem: obywatele nie zaakceptują takiego wzrostu opodatkowania.
I oto teraz, po raz kolejny, okazało się, że te przeszkody stojące na drodze do wzrostu składki, rzekomo obiektywne i nie do pokonania, stanowiły tylko wymówkę, aby usprawiedliwić brak działań w tym zakresie. Przekonuje o tym wprowadzany właśnie „Polski Ład”, czyli znaczący wzrost stawek podatkowych dla obywateli, wynikający z braku możliwości odliczenia od podatku składki zdrowotnej. Dla pracowników oznacza to wzrost podatków o 7,75 pkt procentowych – tyle, ile można było wcześniej odliczyć składki zdrowotnej od PIT. Wzrost składki z 9% do 13,5% oznaczałby zwiększenie opodatkowania o 4,5%, czyli znacznie mniej niż wzrost obecny. Dla części pracowników obecny wzrost podatków jest, co prawda, łagodzony przez wzrost kwoty wolnej (choć nie dotyczy to 9% składki, płaconej od pierwszej złotówki), jednak nikt na to już by nie patrzył, gdyby pojawiła się teraz propozycja wzrostu składki zdrowotnej. Rząd bowiem przekonuje (a ludzie w to uwierzyli), że cała ta operacja polegająca na braku możliwości odliczenia składki zdrowotnej służy właśnie wzrostowi nakładów na NFZ.
Tymczasem do NFZ trafiać będzie dokładnie ta sama 9-procentowa składka jak dotychczas (niewielki wzrost składki będzie jedynie od osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą). Beneficjentem tej zmiany będzie budżet państwa. Rządzący posłużyli się ochroną zdrowia jako pretekstem do wzrostu podatków, a przez to perspektywa wzrostu składki oddaliła się jeszcze bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Stracona szansa.
Czytaj także: Stajnia Augiasza