Krzysztof Bukiel: Pełzająca kontrrewolucja
Dzisiaj w publicznej ochronie zdrowia mamy do czynienia z inną „pełzającą kontrrewolucją” – dokonywaną przez rządzących przeciwko obecnemu systemowi publicznej ochrony zdrowia i przeciwko oficjalnemu przekazowi rządu.
Osoby pamiętające PRL pamiętają też zapewne pojęcie: „pełzająca kontrrewolucja”. Rządzący określali tym mianem powolne działania, które – ich zdaniem – miały przywrócić stan sprzed „socjalistycznej rewolucji” wprowadzonej w Polsce po II wojnie światowej przez Armię Radziecką i jej polskich pomocników. Pełzającą kontrrewolucją było upominanie się o prawa obywatelskie, upór przy zachowaniu prywatnej własności gospodarstw rolnych i drobnych przedsiębiorstw, trwanie przy Kościele Katolickim, rozszerzanie się niezależnych wydawnictw, stowarzyszeń itp. Dokonywała się ona oddolnie, dzięki społeczeństwu sprzeciwiającemu się władzy. Dzisiaj w publicznej ochronie zdrowia mamy do czynienia z inną „pełzającą kontrrewolucją” – dokonywaną przez rządzących przeciwko obecnemu systemowi publicznej ochrony zdrowia i przeciwko oficjalnemu przekazowi rządu.
W środę 31 października br. opublikowano Zarządzenie Prezesa NFZ ws. warunków wypłaty należności i rozliczania środków finansowych przekazanych na pokrycie kosztów wzrostu wynagrodzeń lekarzy należnych od 1 lipca br. Zgodnie z tym zarządzeniem Fundusz – obok pieniędzy przeznaczonych dla szpitali za wykonane przez nich świadczenia zdrowotne – przekaże (niektórym) szpitalom dodatkowe pieniądze na podwyżki dla lekarzy, wynikające z tzw. ustawy Szumowskiego. Wcześniej pojawiły się podobne zarządzenia, które dotyczyły wypłaty pieniędzy na podwyżki dla pielęgniarek i ratowników, będące wynikiem porozumień zawartych między ministrem zdrowia a odpowiednimi związkami zawodowymi. W ten sposób NFZ stopniowo przekształca się z firmy ubezpieczenia zdrowotnego płacącej swoim kontrahentom za leczenie swoich ubezpieczonych w instytucję państwową wypłacającą określone budżety jednostkom budżetowym, niezależnie od wykonanych przez nie zadań. Byłoby to zgodne z wcześniejszymi zapowiedziami rządzącej partii – przywrócenia budżetowej służby zdrowia, czyli stanu sprzed „rewolucji”, jaką przyniosła reforma z roku 1999. Ta „rewolucja” NFZ to nie jedyny element stopniowego przekształcania dotychczasowego systemu w system budżetowy. Znaczącymi krokami na tej drodze było wprowadzenie tzw. sieci szpitali i ich ryczałtowego wynagradzania oraz rezygnacja z „konkursów ofert” w odniesieniu do wielu (zwłaszcza szpitalnych) świadczeń. Towarzyszyła temu intensywna propaganda, krytykująca (zohydzająca) działanie „dla zysku” i konkurencję w ochronie zdrowia i zastępująca te zasady ideą „działania dla misji”.
Zmiana na stanowisku ministra zdrowia (Szumowski zamiast Radziwiłła) przedstawiana była jako refleksja rządzących nad prowadzoną przez nich dotychczas reformą lecznictwa. Wyraził to wprost nowy minister, zapowiadając ogólnonarodową debatę „Wspólnie dla zdrowia”, która miała określić na nowo oczekiwany przez Polaków kierunek zmian. Zgodnie z tą zapowiedzią rząd otworzył się na każdy możliwy scenariusz i nie upierał się już przy wcześniej proponowanym modelu budżetowej służby zdrowia. Praktyka pokazuje jednak co innego. Niedawno minister Szumowski autorytatywnie stwierdził, że Polacy nie są gotowi na współpłacenie w publicznej służbie zdrowia i rząd nie pracuje nad takim rozwiązaniem. Stwierdził również, że nie będzie odwrotu od „sieci szpitali”, bo jest to rozwiązanie dobre. Co więcej, zapowiedział kroki, które mają jeszcze bardziej upodobnić szpitale do jednostek budżetowych – poprzez rejonizację leczenia i przydzielenie poszczególnym szpitalom określonej populacji mieszkańców. W ten sposób rząd – niejako po cichu i wbrew swojemu oficjalnemu przekazowi – kontynuuje antyrynkową „pełzającą kontrrewolucję” w publicznej ochronie zdrowia. Miałby zatem rację minister Radziwiłł, który w jednym z wywiadów stwierdził, że jego dymisja nie była spowodowana złą oceną jego dokonań (bo konsekwentnie realizowały one program PiS), ale miała charakter wyłącznie polityczny.