Operujemy przez pryzmat pieniędzy
Co to oznacza w praktyce?
Jeżeli mamy pacjenta, który wymaga złożonej procedury rekonstrukcyjnej, przy której używane są implanty, sprzęt i która trwa 2,5-3 godziny, to jest to traktowane jako jedna artroskopia. Nie ma wtedy znaczenia, ile implantów zostało użytych ani jak długo trwała ta operacja, bo zostaje ona rozliczona tak samo jak artroskopia z jednym implantem. Jej koszt jest cztery razy niższy niż endoprotezy, a czas wykorzystania bloku i liczba ludzi zaangażowanych w operację takie same, natomiast czas kształcenia chirurga ortopedy trzy razy dłuższy…
W przypadku pacjenta po urazie, wypadku komunikacyjnym, który ma złamane dwie nogi, dwie ręce i zostaje zoperowany, to NFZ zapłaci tylko za jedną operację, czyli tylko za jedną nogę lub rękę. W przypadku chęci lepszego rozliczenia tego zabiegu wymagane jest składanie specjalnych wniosków do centrali o rozliczenie indywidualne – zajmuje to dwa dni na jednego pacjenta, a i tak zazwyczaj spotyka się z odmową. Nie ma możliwości połączenia tych procedur z założenia. Tak jakby w NFZ ktoś zapomniał, że można złamać jednocześnie dwie nogi, rękę i kręgosłup. To jest oczywiście niedorzeczne, bo bardzo często koszty samych implantów przekraczają kwotę refundacji całej takiej operacji, włącznie z czasem wykorzystania bloku operacyjnego.
Średni koszt czasu pracy bloku operacyjnego ortopedycznego to ok. 2-2,5 tys. zł za godzinę. Zwykła artroskopia, która trwa około 20-30 minut, rozliczana jest przez NFZ na kwotę 2,5 tys. zł. Ta suma nie uwzględnia zastosowania wieży artroskopowej, implantów, narzędzi, człowieka, więc pokazuje to, że procedury ortopedyczne w Polsce są dramatycznie niedoszacowane i niedofinansowane.
Czy posiadamy w naszym kraju odpowiednią liczbę kardy i ośrodków zajmujących się procedurami ortopedycznymi w stosunku do zapotrzebowania?
Jeszcze nie, aczkolwiek ten niedobór nie jest bardzo znaczący w stosunku do światowych standardów. Myślę, że liczba ośrodków i ludzi, którzy mogliby wykonywać procedury ortopedyczne, jest w pewnym stopniu wystarczająca, ale to właśnie niedofinansowanie powoduje, że są operacje, które są spychane na szary koniec i to dotyczy głównie ortopedii rekonstrukcyjnej. Ze względu na układy panujące na oddziałach pierwszeństwo mają endoprotezy, a procedury artroskopowe są na samym końcu, często wykonywane po południu, pod koniec pracy bloku. Jeśli więc chodzi o zaplecze ludzkie, jest ono zbliżone do tego, co byłoby niezbędne do funkcjonowania opieki ortopedycznej na odpowiednim poziomie, natomiast na pewno brakuje do tego infrastruktury. Mamy niewystarczającą liczbę oddziałów wyspecjalizowanych do tego typu procedur i niewystarczającą ilość pieniędzy, które będą potrzebne, żeby tę procedurę sfinansować.
Czy kierowanie oddziałem w prywatnej placówce różni się od tego, w jaki sposób funkcjonują placówki publiczne w zakresie ortopedii?
Te różnice nie są zbyt znaczące. Szpitale prywatne są bardziej monoprofilowe, czyli ukierunkowane na wykonywanie określonych procedur. To znaczy, że pracując w szpitalu prywatnym, jesteśmy w stanie w ciągu jednego dnia zrobić na dwóch salach operacyjnych 10 procedur rekonstrukcyjnych. W szpitalu publicznym rzadko udaje się wykonać więcej niż 5-6. Sprzęt, nie łudźmy się, to też jednak kwestia pieniędzy. Jeżeli mamy dobry sprzęt, to ta operacja jest dużo łatwiejsza, jeśli mamy kiepski i niedziałający, który co chwilę się zacina, to operacja może okazać się trudna i skomplikowana, a im trudniejsza operacja, tym większe ryzyko powikłań i błędów przy jej wykonaniu. Tu niestety jedna rzecz to jest wyszkolenie, a druga to dostępność do technologii i sprzętów.