Magister-niepedagog vs. JDG

Mija 25 lat od ogólnopolskiego protestu anestezjologów (1998 r.) ze złożeniem przez nich wypowiedzeń umów o pracę w ponad 1500 przypadkach. Jednym z jego efektów było wdrożenie nieetatowej formy wykonywania zawodu, tj. jednoosobowej działalności gospodarczej (JDG), zwanej potocznie „kontraktem”.
Nikt z nas – lekarzy – wtedy nie palił się do tego ryzykownego rozwiązania, pozbawionego ochrony pracowniczej, płatnego urlopu, płatnych oddelegowań na szkolenia i do tego wymagającego samodzielnego odprowadzania danin podatkowych i ubezpieczenia się od OC. Zachętą natomiast było wyrwanie się „na kontrakcie” ze sztywnego gorsetu etatowej siatki niesatysfakcjonujących płac z możliwością odliczania kosztów działalności medycznej, w tym bardzo atrakcyjnej wtedy szansy na leasing nowego samochodu. Dla dyrektorów szpitali był to z kolei sposób na obejście dysfunkcjonalnych zapisów kodeksu pracy o udzielaniu płatnego wolnego dnia po każdym dyżurze, a po wejściu do UE także ograniczającej liczbę i długość dyżurów klauzuli „opt-out” wynikającej z dyrektywy o maks. 48-godzinnym tygodniu pracy. Nie każdy wie, że unikalna w skali i kraju i świata polska medyczna dniówka etatowa to 7 godzin i 35 minut, choć przed rokiem 1974 wynosiła ona 7 godzin. Te 35 minut dodano nam medykom (i to do roku 1998 bez stosownego ustawowego zapisu) w celu codziennego „odpracowywania” wolnych sobót wprowadzonych jeszcze w latach siedemdziesiątych. Innym grupom zawodowym z kodeksową 8-godzinną dniówką odpracowywania tych sobót nie nakazano. Do tej pory comiesięczne próby spięcia całodobowych grafików pracy w szpitalach wymagają, zwłaszcza od pielęgniarek oddziałowych, wspięcia się na szpitalne wyżyny matematyczne, bo ani 24-godzinna doba, ani tzw. etatowa „dwunastka” w żaden sposób nie da się podzielić przez 7 h 35 min. „Kontrakt” stał się więc oddolnym, wywołanym przez niespójne prawodawstwo sposobem na powyższe problemy. Ja też pracuję na kontrakcie i np. nie muszę odpracowywać codziennie wolnych sobót, a przerwę urlopową sam sobie finansuję. Krytykom tej formy wykonywania zawodu medycznego poradzę, żeby najpierw naprawili latami ciągnące się legislacyjne błędy i chroniczny brak kasy w systemie. Pracując przez lata na etacie, wszystkie tzw. potrącenia na różnorodne podatki, składki i inne daniny realizował za mnie pracodawca, a ja byłem zainteresowany głównie tym, co wypłacano mi w dawnych latach w okienku kasy lub współcześnie na konto, czyli na tzw. „rękę”. Ale jako kontraktowicz, „wstukując” samodzielnie przelewy do m.in. US, ZUS, NFZ i podwyższane inflacją kolejne raty leasingowe, czuję pod palcem, że „wypuszczam” moje ciężko wypracowane pieniądze i jestem żywo zainteresowany, czy tam gdzie pójdą, będą dobrze wykorzystane, czy nikt ich nie marnuje, czy ktoś ich nie kradnie albo czy nie sfinansuje z nich jakiegoś lipnego etatu dla kolesia lub „znajomych królika”? W Polsce zarejestrowanych jest ok. 2,45 mln JDG, w tym aż 1,35 mln mikro JDG, czyli malutkich, w praktyce prawdziwie jednoosobowych działalności gospodarczych. Dominuje w tej grupie branża IT, a nasza branża medyczna, choć bardzo trudna do oszacowania z racji wielu nie tylko lekarskich zawodów, oceniam, że liczy ok. 100 tys. podmiotów.
Dające nam teraz mnóstwo radości polskie tenisistki też funkcjonują „na kontrakcie”. Jedna z nich zarejestrowała swoją działalność gospodarczą w roku 2012, a druga w 2021. Tenis nie ma u nas takiej tradycji, żeby istniała w rejestrze JDG specjalna rubryczka „granie w tenisa”, więc dla opisu sposobu zarobkowania musiały one wybrać w PKD pozycję 93.19Z „pozostała działalność związana ze sportem”, a z racji reklamowania tego i owego także pozycję 85.51.Z „działalność agencji reklamowych”. Pamiętam z pierwszych lat medycznego „kontraktowania”, że był duży kłopot z zarejestrowaniem pierwszych JDG techników elektroradiologii z braku stosownego opisu tej działalności. Ostatecznie wynegocjowałem gdzie trzeba zgodę na chwilowe wpisanie ich działalności w PKD jako „wykonywanie zdjęć”, bo w końcu w tamtych czasach tak się potocznie ich robotę nazywało. Teraz, gdy kontrakty radiologiczne się upowszechniły, zainteresowani wpisują w stosownej rubryce kod PKD 86.90E „Pozostała działalność w zakresie opieki zdrowotnej, gdzie indziej niesklasyfikowana”, bo jakoś nikomu z odpowiedzialnych za jakość PKD nie chce się uhonorować tej grupy zawodowej oddzielnym opisem ich niezwykle istotnej pracy diagnostycznej np. jako „usługi z zakresu elektroradiologii”. Niby drobiazg, ale daje odpowiedź na pytanie: czy władza dostrzega i leczy takie małe, codzienne bolączki jakiejś grupy zawodowej o statusie JDG, czy też traktuje je jako „problem przejściowy”?
Wykonując obrośnięty tradycją i społeczną akceptacją zawód lekarza, mam łatwiej w tej kwestii, bo w PKD jest dokładnie opisana moja profesja jako 86.22.Z „praktyka lekarska specjalistyczna”. A wykonując w ramach tzw. „dywersyfikacji źródeł przychodów” jeszcze inne formy działalności: wykłady, artykuły, szkolenia żeglarskie itd., po prostu dopisane mam w dokumentach rejestracyjnych JDG stosowne kody PKD. Ale gdy wykładałem chirurgię w dawnych latach nie jako JDG, ale w ramach kawałka etatu w liceum medycznym, to byłem w umowie opisany jako „magister-niepedagog” – mało motywujące, a nawet obniżające pracowniczą samoocenę. Na szczęście jestem spod znaku Lwa, więc niełatwo mnie zdołować.
Czytaj też: Samoregulacja