Pecking order, czyli drążkowa hierarchia
O tym, jak szybko spotkamy się w gabinecie, jak sprawnie pójdzie diagnostyka, leczenie i późniejsze wizyty kontrolne w poradni, decydują inni gracze pełniący swoje role społeczne na wyższych szczeblach hierarchii.
Zadłużenie SPZOZ-ów według oficjalnych danych MZ wyniosło 21 mld 256 mln zł na koniec września 2023 roku, przy 10,7 mld 10 lat temu i 7,5 mld na koniec września 2003 roku. To przede wszystkim konsekwencja ustalenia poziomu pierwszej składki zdrowotnej AD 1999 na poziomie 7,5% od zatrudnionych na etatach i jeszcze niższych wpłat z tytułu ubezpieczenia zdrowotnego rolników, pracujących „inaczej”, i dotacji z budżetu państwa na ubezpieczenie bezrobotnych. A przypomnę, że ówczesne symulacje Centrum Ekonomiki i Organizacji Ochrony Zdrowia wskazywały na potrzebę wprowadzenia 11-proc. składki, ale chyba nigdy do tego poziomu nie dojdziemy. Strajki medyków, zwłaszcza pielęgniarek, wymusiły wprawdzie stopniowy wzrost składki do poziomu 9% w roku 2007 i okresowe „ukryte” oddłużanie pod hasłem „restrukturyzacja szpitali”, ale to ciągle było za mało – jest, jak jest.
Jedziemy w szpitalach na kredytach, co pewnie bardzo cieszy zdrowych bankowców, bo tych chorych, szukających pomocy w kredytowanych szpitalach, na pewno mniej. Nie roztrząsajmy tego tematu dalej, bo nagła krew może nas medyków od tego zalać. Zastanówmy się raczej, dlaczego tak jest, że niby wszyscy mamy chorych w rodzinie i widzimy potrzebę zmiany na lepsze, a jest, jak jest.
Mnie pomaga w tym powstała 103 lata temu teoria norweskiego doktora filozofii Thorleifa Schjelderupa-Ebbego. Obserwując zachowania kur w kurniku i na wybiegu, wprowadził on do dyskusji naukowej termin „porządek dziobania” (ang. pecking order, nor. hakkeloven), wyznaczający hierarchię społeczną wśród kur. Każda w stadzie wie dokładnie, którą kurę może dziobać w walce o pokarm, siedzisko lub ot tak sobie, a której nie może, bo stoi wyżej w „kurzęcej” hierarchii, co z kolei oznacza, że ta wyżej sytuowana może dziobać tę pierwszą i każdą inną z niższych drążków kurnika. Do tej pory trwa dyskusja, czy ptasi „porządek dziobania” da się odnieść do ludzkich zachowań społecznych, a i tak dzieło Schjelderupa z 1921 roku przedstawiające ten temat jest najczęściej cytowaną i przywoływaną na świecie norweską publikacją naukową. Ludzkie relacje są oczywiście bardziej skomplikowane niż „kurzęce”, a i arsenał środków fizycznych, psychicznych, a teraz i – a może przede wszystkim – medialnych służących „dziobaniu”, „poddziobywaniu” czy wręcz „zadziobywaniu”, jest ogromny i nadal rośnie.
Klarownie i „po ludzku” wyjaśniono to pojęcie w słowniku oksfordzkim: pecking order to „nieformalny system społeczny, w którym ludzie lub grupy wiedzą, że są mniej lub bardziej ważni od innych”. To jest gra społeczna i każdy z nas musi w niej znaleźć docelowo swoją rolę: inną w młodości, inną w wieku produkcyjnym, a potem senioralnym. Kto nie umie lub nie chce w nią grać, wpada w depresję lub inne mentalne problemy albo szuka samotni…albo ląduje seryjnie w SOR-ze upity do nieprzytomności, a smród jego skarpetek wzmaga chęć szybkiego wypisu u pacjentów z sąsiednich sorowskich łóżek. „Patient” to słowo starożytne (łac. patior – cierpieć) oznaczające osobę cierpiąca, znoszącą cierpliwie ból, chorobę i wcale nie oznacza osoby, która powinna (jak sugeruje polskie tłumaczenie tego słowa) być cierpliwa, tj. cierpliwie oczekiwać kilka godzin np. w SOR-ze lub kilka miesięcy do endokrynologa. A już na pewno nie powinna wąchać godzinami czyichś zapitych skarpetek we wzniosłym procesie diagnostyczno-terapeutycznym.
Ostatnio na ogłoszenie o wolnym stanowisku pracy w niemieckiej nadbrzeżnej latarni wpłynęło 1000 podań i nie ma się co dziwić tym kandydatom-samotnikom – w ludzkim kurniku robi się coraz ciaśniej i dziobanie narasta. Na szczęście możemy w życiu grać na raz kilka lub nawet kilkanaście ról jednocześnie na różnych poziomach wybranego na dany czas „kurnika”. Miejsce pracy ze współpracownikami dzielącymi nasz drążek w „zawodowym kurniku” to jedna, kluczowa, dająca kasę na życie i podatki rola, ale w innej możemy być samotnym wędkarzem z pasją użytkującym nadbrzeżny „mój kawałek podłogi”, skiperem żeglującym z przyjaciółmi na Mazurach, grymaszącym turystą hotelu all inclusive lub cenionym w domowym zaciszu fachowcem – złotą rączką i fajnym rodzicem, babcią lub dziadkiem. To pomaga w utrzymaniu mentalnej równowagi. Nie ma czasu na depresję, bo tyle rzeczy jest jeszcze do zrobienia i zobaczenia.
Pełniąc swoją społeczną rolę/funkcję lekarza chirurga w pionie ratowniczym, pomagam ludziom, którzy nagle wypadli ze swojej codziennej społecznej roli budowlańca, rolnika, prezesa, nauczyciela, bankowca, polityka itp., i weszli w nową lub wcześniej już kilka razy „graną” rolę pacjenta. Na planszy życia społecznego i ja, i oni siedzimy w tym momencie na jednym z niższych drążków, na tzw. drążku zdrowotnym, mocno zadłużonym i „rozkolejkowanym”. Ale o tym, jak szybko się spotkamy w gabinecie, jak sprawnie pójdzie diagnostyka, leczenie i późniejsze wizyty kontrolne w poradni decydują inni gracze pełniący swoje role społeczne w samorządzie, w rządzie, w parlamencie, i to oni władni są dać więcej kasy na zdrowie, wykształcić kolejne pokolenie medyków, zbudować nowe szpitale lub zmodernizować stare, kupić więcej karetek. To od jakości ich roli/gry społecznej na tych najwyższych „rządowo-parlamentarnych” drążkach zależy, czy na naszym zdrowotnym drążku się poprawi. Niestety transmisje w necie z górnych drążków parlamentarno-rządowo-prezydenckich nie dają na to nadziei, bo oni tam na górze kurnika tylko się dziobią i dziobią albo odwiedzają górne drążki innych ważnych kurników, a teraz jeszcze marzą o załapaniu się na drążek w brukselskim kurniku, że o lokalnych, samorządowych drążkach już nie wspomnę. Nie mają czasu pomyśleć o jakiejś pomocy naszemu drążkowi zdrowotnemu – tak są zarobieni… znaczy „zadziobani”.
Marek Wójtowicz
Czytaj też: Buc wigilijny