Marek Wójtowicz: Kolorowy czas oczekiwania w SOR-ach
Boję się miesięcy wakacyjnych. W „normalnych” miesiącach udaje się w szpitalach zapewnić całodobową obsadę lekarsko-pielęgniarsko-diagnostyczną, ale już w tegoroczne tzw. długie weekendy był z tym spory problem. Za chwilę, w lipcu i sierpniu, będzie to już problem gigantyczny, a jego zogniskowanie nastąpi w aktualnie funkcjonujących w Polsce 226 Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych i 161 Izbach Przyjęć, do których zgłoszą się wakacje wszyscy „nieprzyjęci gdzie indziej” lub „zamiejscowi”, w tym przede wszystkim turyści. Urlopowe nieobecności części lekarzy i pielęgniarek zaowocują zmniejszeniem obsady i/lub dodatkowym obciążeniem pracą pozostałych „nieurlopujących” pracowników. Będzie zmęczenie, będzie irytacja, będą pretensje pacjentów i ich rodzin.
W tworzącej instytucję SOR-u pierwszej Ustawie o ratownictwie medycznym z 25 lipca 2001 roku założono, że w pierwszej kolejności będzie w nim udzielana pomoc osobom z nagłym pogorszeniem stanu zdrowia, stanowiącym bezpośrednie zagrożenie życia. W praktyce SOR traktowany jest jako przychodnia całodobowa i szybkie centrum diagnostyczne dla lecznictwa ambulatoryjnego, a nawet jak izba wytrzeźwień i dlatego pierwszą czynnością medyczną w SOR-ze jest zawsze „ocena stanu zdrowia pacjenta pod kątem pilności podjęcia czynności ratunkowych”. Jeszcze na etapie przygotowywania koncepcji SOR-u pojawił się problem, jak nazwać taką ocenę: segregacja, sortowanie, kategoryzacja? Dwa pierwsze słowa mają u nas złe historyczne konotacje, a angielskie słowo sort − teraz także polityczne. Dlatego wybór padł na neutralny triage (fonetycznie: trijaaż), pochodzący od francuskiego słowa trier, oznaczającego początkowo segregację i sortowanie kawy oraz produktów spożywczych. Pierwsi użyli go w sensie medycznym Francuzi w trakcie I wojny światowej przy grupowaniu na polu bitwy żołnierzy na lekko, poważnie i śmiertelnie rannych. Termin zapożyczyli Brytyjczycy, upowszechniając go w swoim imperium, i tym sposobem weszło ono na stałe do światowego słownika medycznego zarówno wojskowego, jak i cywilnego.
W praktyce polskich SOR-ów w pierwszej kolejności przez lekarza przyjmowani są pacjenci, u których w „triage’u” stwierdzi się istotne zaburzenia funkcji utrzymujących nas przy życiu: pracy mózgu, układu oddechowego i układu krążenia. Zostaną oni zakwalifikowani do alarmowej grupy, tzw. „czerwonej”, z natychmiastowym podjęciem czynności diagnostyczno-ratowniczo-leczniczych. Po pacjentach „czerwonych” pomoc udzielana jest pacjentom także wymagającym pilnej, ale już „niealarmowej” interwencji medycznej. Ci „pilni” pacjenci będą „zatriażowani” do grupy „żółtej” i obsłużeni zaraz po pacjentach „czerwonych”. Ostatnia, „najzdrowsza” w SOR-ze grupa pacjentów, u których w ramach „triage’u” nie stwierdzono zaburzeń ww., funkcji zostanie zakwalifikowana do grupy „zielonej”. Pomoc „zielonym” zostanie udzielona po zaopatrzeniu pacjentów „czerwonych” i „żółtych”. W części SOR-ów rozszerzono tabelę triage’u, tworząc dwa dodatkowe kolory: pomarańczowy dla pacjentów prawie tak samo alarmowych, jak „czerwoni” i niebieski dla pacjentów, którzy nie wymagają pomocy w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. „Niebiescy” dostają tym samym niewypowiedzianą, kolorową wskazówkę, że zostaną przyjęci dopiero po „zielonych” i muszą przygotować się na kilkugodzinne oczekiwanie… lub zrezygnować.
W każdym SOR-ze umieszczone są duże tablice informacyjne z opisem zasad „triage’u” i orientacyjnego czasu oczekiwania na udzielenie pomocy medycznej. Jeżeli podenerwowani długim oczekiwaniem na przyjęcie jesteście w stanie podejść do takiej tablicy i przeczytać ze zrozumieniem jej treść, to jesteście: przytomni, zorientowani auto- i allopsychicznie, wydolni krążeniowo i oddechowo, macie zachowaną motorykę układu kostno-stawowo-mięśniowego i dobry wzrok, czyli jesteście „zieloni”… albo „niebiescy”.
Jeżeli zatem czujemy się „zielono” lub „niebiesko” – nie jedźmy do SOR-u. Nowy system nocno-świątecznej pomocy lekarsko-pielęgniarskiej wprowadzony w ub.r. zaowocował siecią „wieczorynek” zlokalizowanych w sąsiedztwie SOR-u lub IP w każdym zakwalifikowanym do sieci szpitalu. Tam należy się udać w pierwszej kolejności. A w zasadzie w drugiej kolejności, bo w zwykły dzień możemy się zgłosić do każdego lekarza rodzinnego, któremu za „zamiejscowych” urlopowiczów NFZ dodatkowo płaci. Z dawnych lat pozostało przekonanie, że wezwanie systemowej karetki pogotowia w celu przewiezienia do szpitala zaowocuje przyjęciem w SOR-ze w pierwszej kolejności. To nieprawda. Pacjenci „karetkowi” są „triażowani” na równi z tymi, którzy zgłosili się „na piechotę” i jeżeli zostaną ocenieni na „zielono” lub „niebiesko”, to też będą czekać. Po lekturze tego tekstu ktoś powie: przecież to chore. A ja na to: w roku 1998 wyliczono w CEiOZ W-wa, że składka zdrowotna powinna być na poziomie 11%, żeby wszystko działało jak należy. A jaka jest? 9-proc. I to jest dopiero chore… alarmująco „czerwone”.