Marek Wójtowicz: Epizodyczna podwyżka 6750 zł
Konsultowany w czerwcu br. projekt ustawy „rezydencko-podwyżkowej” zmieniającej ustawę „enefzetową” ma wprowadzić od 1 lipca br. refundowane przez Skarb Państwa podwyżki wynagrodzeń dla lekarzy rezydentów i „niejako” przy tej okazji także refundowany wzrost wynagrodzenia zasadniczego do 6750 zł dla lekarzy specjalistów.
Po lekturze uzasadnienia tego projektu jestem nieco zdezorientowany opisaniem wynikającej z Porozumienia MZ z Porozumieniem Rezydentów OZZL podwyżki dla lekarzy specjalistów jako „rozwiązania epizodycznego na lata 2018-2020”, po którym strony Porozumienia „spotkają się w celu ewaluacji realizacji jego postanowień”. Epizodyczność, czyli „krótkotrwałe zdarzenie niemające większego znaczenia, wtrącone do głównego wątku akcji”, wprowadzili Grecy w swoich starożytnych sztukach teatralnych (gr. epeisodios), a do nowożytnego języka przywrócili ten termin w XVII w. Francuzi (fr. episode).
Do uchwalenia tych „epizodycznych” przepisów jeszcze daleka, sejmowo-senacko-prezydencka droga, ale zapis, iż wchodzą one w życie 1 lipca br., należy traktować jako pewnik i już teraz antycypować skutki ww. ustawowej noweli bez oglądania się na datę (najpewniej lipcową lub sierpniową) jej uchwalenia. Po pierwsze, gratuluję „jedynkowiczom” podwyżki do 6750 zł, ponieważ w projekcie nie sprecyzowano, o których lekarzy specjalistów chodzi: „dwójkowiczów” czy „jedynkowiczów”. Moje „nieco starsze” od lekarzy rezydentów pokolenie, stanowiące ponad 60% polskiej kadry lekarskiej, ma w szufladach dwa dyplomy specjalisty: pierwszego… i drugiego stopnia. Odnalazłem na potrzeby tego felietonu mój dyplom „jedynkowicza”. Napisano w nim w roku 1985 „drukowanymi literami”: Dyplom pierwszego stopnia specjalizacji w zakresie: chirurgia ogólna. Mam w zapasie Dyplom drugiego stopnia specjalizacji w zakresie: chirurgia ogólna, ale nie będzie mi on potrzebny w staraniach o 6750 zł, bo projekt ustawy mówi ogólnie o lekarzach specjalistach. Cieszę się, że lekarki i lekarze specjaliści z tzw. „jedynką” wreszcie skorzystają finansowo, bo to bardzo cenni, doświadczeni profesjonaliści, którym z różnych przyczyn nie udało się uzyskać „dwójki”, a ogromnym doświadczeniem i obyciem medycznym mogą zawstydzić niejednego „dwójkowicza”, także tego „nowożytnego”, jednostopniowego. Niefrasobliwość ustawodawcy w nieprecyzyjnym nazewnictwie tu akurat popieram.
Groźne dla oczekujących na podwyżki wydają się po pierwszej lekturze noweli ustawy zapisy art. 4 ust. 3 pkt 2, ograniczające podwyżkę 6750 zł tylko do lekarzy specjalistów, którzy zadeklarują pisemnie powstrzymanie się od pracy w konkurencyjnych placówkach zdrowotnych, rozumianej jako udzielanie „tożsamych świadczeń opieki zdrowotnej” (od razu dodam, że zakaz ten według ww. projektu nie dotyczy pracy dodatkowej w POZ). Znów sięgnąłem do „szuflady”, wyjmując moją starą umowę o pracę z 2001 r., w której chyba jako pierwszy dyrektor SPZOZ podpisałem tzw. „zakaz konkurencji” o treści: „Pracownik zobowiązuje się do powstrzymania od prowadzenia działalności konkurencyjnej wobec kierowanego przez siebie SPZOZ… rozumianej jako prowadzenie na własny rachunek lub na rzecz innego podmiotu takiej samej działalności, jaką przewiduje statut SPZOZ”. W omawianej noweli ustawy nie sprecyzowano, czy chodzi o statutową działalność macierzystego podmiotu leczniczego, a może mieć to kapitalne znaczenie, ponieważ istotny jest statutowy zapis o obszarze działania. Szpitale powiatowe nie mogą zakazać swoim lekarzom pracy w innych powiatach, a wojewódzkie – w innych województwach, odległych o kilkanaście, kilkadziesiąt kilometrów od jakiegoś szpitala o statusie wojewódzkim. Z kolei placówki o zasięgu regionalnym lub ogólnopolskim mogą zażądać zakazu konkurencji na cały kraj. Na szczęście projektodawca wpisał w art. 8 ust. 1 pozwolenie na refundowaną podwyżkę i jednocześnie pracę u konkurencji w przypadku zgłoszenia do OW NFZ, że „występują braki kadrowe dotyczące lekarzy”. A zatem każdy dyrektor SPZOZ/”NZOZ” bazujący na pracy/kontraktach lekarzy z innych placówek musi szybciutko zgłosić do NFZ braki kadry „we wszystkich komórkach” i tym sposobem będzie „wilk syty i owca cała”.
A tak przy okazji: dostrzegam inną prawniczą „niefrasobliwość” w ustawodawczym nazewnictwie kluczowych pojęć: od lat w ustawie enefzetowej świadczenia zdrowotne dzieli się na „rodzaje i zakresy”, a w omawianym projekcie noweli użyte są całkiem inne pojęcia: „profile lub rodzaje komórek”. I bądź tu mądry, czego w czym zakazać, a na co pozwolić?
Najbardziej jednak boję się konsekwencji art. 27a, wpisanego do ww. projektu, za sprawą którego PESEL każdego pracownika opieki zdrowotnej ma być ogólnie dostępny każdej instytucji wskazanej przez ministra zdrowia… nawet wtedy, gdy nie zostanie „podwyżkowiczem”… lub w ogóle nie jest lekarzem. Czy to znaczy, że RODO to jedna wielka, przydrożna lipa?
Czytaj także: RODO w ochronie zdrowia – wdrażajmy, ale z rozwagą