Dekontaminacja „smakołyszy” - dlaszpitali.pl dlaszpitali.plDekontaminacja „smakołyszy” - dlaszpitali.pl

Dekontaminacja „smakołyszy”

opm-dlaszpitali-smakołyszy

Ze statystyk Eurostatu wynika, że w Polsce wskaźnik umieralności „smakołyszy” z powodu nagłych i przewlekłych zaburzeń poalkoholowych wynosi 10,05 na 100 tys. mieszkańców, i tylko Słowenia jest od nas gorsza, ze wskaźnikiem aż 17,33, tuż za nami są Dania i Chorwacja.

Jestem pod wrażeniem umiejętnego zilustrowania i medialnego nagłośnienia przez menedżerów Powiatowego ZOZ w Starachowicach problematyki pijanych pacjentów w ich SOR-ach. Każdy inny szpital też powinien wdrożyć oddzielne np. coroczne analizy pobytu takich „pacjentów”. Publikowanie takich raportów dałoby ogólnopolski obraz zamiatanego od lat pod dywan ogromnego problemu trawnikowo-chodnikowo-przystankowych „leżaków”, straszliwie zanieczyszczonych i przebywających w szpitalu w bezpośrednim sąsiedztwie innych, ciężko chorych, ale zadbanych i czystych „normalnych” pacjentów. Być może zmusiłoby to polityków zdrowotnych do co najmniej wprowadzenia odpłatności za pomoc niemedyczną takim delikwentom w szpitalach lub refundacji „pijaczkowych” kosztów z tzw. kapslowego, bo póki co wszystko to odbywa się ze składki zdrowotnej, a więc z pieniędzy na leczenie każdego z nas.

Już w roku 1956 rozpoczęto działania w tej materii, wprowadzając w Polsce w art. 7. ustawy o zwalczaniu alkoholizmu obowiązek tworzenia w dużych miastach (tj. powyżej 50 tys. mieszkańców) Izb Wytrzeźwień, czyli tzw. „wytrzeźwiałek”, ale w roku 1998 ten obowiązek zniesiono, wprowadzając dobrowolność działań samorządów w tym zakresie. Okazało się bowiem, że ściągalność należności od bywalców wytrzeźwiałek oscylowała na granicy 30-35%, a w latach 2003-2006 wg raportu NIK (AD2007) spadła do 23,6% w roku 2003 i do 20,8% w roku 2006. W efekcie z 55 IW w roku 2000 ich liczba spadła do 48 w roku 2005 i do 36 w roku 2021. Wprawdzie opłata za pobyt w IW, w placówce realizującej zadania IW lub też za trzeźwienie w policyjnym „dołku” (tj. w PdOZ) wzrosła w roku 2024 o 45 zł i wynosi obecnie 437,81 zł, ale jak to wyliczyli warszawscy radni: koszty pojedynczego pobytu w ich IW wyniosły w 2022 roku 626,71 zł, a w tym roku wyniosą co najmniej 700 zł przy marnej ściągalności opłat na poziomie 30%. Inną trudnością zniechęcającą do tworzenia nowych „wytrzeźwiałek”, tym razem legislacyjną, jest nieuregulowany do końca status IW i placówek IW-podobnych, nieprowadzących działalności medycznej w rozumieniu ustawy o działalności leczniczej, a przecież zatrudniających personel medyczny i realizujących co najmniej medyczną ocenę stanu zdrowia nietrzeźwego przed umieszczeniem w IW. I wreszcie trzecią, najistotniejszą z mojego lekarskiego punktu widzenia trudnością, jest wysokie ryzyko utraty życia w tej grupie (że tak powiem elegancko)… „konsumentów”. Mnie już znudziły się określenia typu „pijak”, „moczymorda”, „leżak”, „alkoholik”. Ja teraz używam terminu wymyślonego przez kolegów na którymś z dyżurów – „smakołysz”. Ze statystyk Eurostatu (AD 2020) wynika, że w Polsce wskaźnik umieralności „smakołyszy” z powodu nagłych i przewlekłych zaburzeń poalkoholowych wynosi 10,05 na 100 tys. mieszkańców, i tylko Słowenia jest od nas gorsza, ze wskaźnikiem aż 17,33, tuż za nami są Dania (7,32) i Chorwacja (6,45). Najzdrowsze wskaźniki w tym zakresie mają Turcja (0,02), Grecja (0,35) i Włochy (0,39). Średnia dla EU wynosi 3,6. Dziś w pracy porozmawiałem o tym z pracownicą gminnego ośrodka pomocy społecznej. Przywiozła mi 80-letnią pacjentkę z zaniedbanym, wielomiesięcznym guzem sutka. Kilka miesięcy temu było wydane skierowanie do onkologa, ale siostra pacjentki zabrała je ze sobą „przypadkowo” do Ameryki i o problemie zapomniano. Taka sytuacja. Okazało się że pani z GOPS-u w ciągu 5 lat swojej pracy miała w swojej 4-tysięcznej gminie trzy przypadki zgonów samotnych „smakołyszy”, którzy zmarli w swoich „smakołyszowych” ruderkach z przyczyn alkoholowych i przypadkowo zostali przez nią odnalezieni po kilku dniach od zgonu. To tylko niestety potwierdza ww. eurostatowe wskaźniki.

Przy braku wystarczającej liczby IW ich zadania przejmują, zgodnie z ustawą, i codziennie realizują policyjne „dołki” i szpitalne IP/SOR-y. Dobrze, że przy tworzeniu koncepcji SOR-ów jakiś chodzący po ziemi i rozsądny wizjoner zapisał obowiązek tworzenia w SOR-ze specjalnego pomieszczenia do tzw. dekontaminacji osobowej. Kontaminacja (łac. contaminatio) to termin dotyczący wielu dziedzin i oznaczający zanieczyszczenie kogoś/czegoś czymś w niepożądanym stopniu, a proces odwrotny, służący „oczyszczeniu”, nazwano „dekontaminacją”. W trakcie pandemii regularnie dekontaminowaliśmy karetki i siebie z wirusów osiadłych na kombinezonach i aparaturze, ale to już się na szczęście skończyło. Niestety w przypadku alkoholowych „smakołyszy” ten termin oznacza żmudne i długotrwałe oczyszczanie ich z wymiocin oraz innych smrodliwych wydalin kolekcjonowanych w majtkach/spodniach, a nawet w butach/skarpetach i jednoczesne badanie stopnia zagrożenia życia oraz możliwych chorób i urazów. To nie jest wąchanie kwiatków na wiosnę na łące i nie jest to praca w perfumerii z zadbanymi, miłymi w kontakcie klientkami. To wszystko odbywa się na początku w jednoosobowym pomieszczeniu dekontaminacji, ale za chwilę pojawia się drugi/trzeci „smakołysz”, jeszcze bardziej ubabrany/usmrodzony, i kolejna „akcja” przenosi się bliżej innych „normalnych” pacjentów, którzy wdychają „smakołyszowe” wonie i zapoznają się z aktualnie obowiązującym „smakołyszowym” wulgarnym słownictwem.

Ja w zasadzie cieszę się, słysząc głośne „..rwy” i „pier..lenia”, bo każde wyraźnie wypowiedziane „r” upewnia mnie, że nie ma uszkodzenia mózgu. Normalnego, tj. trzeźwego pacjenta, proszę o wyraźne wypowiedzenie słow: rabarbar lub respirator. „Smakołysza” nie muszę o to prosić, bo on słowa na „r” głośno wywrzaskuje sam. Stres w prowadzeniu u „smakołysza” zabiegów higieniczno-diagnostyczno-terapeutycznych jest niezwykle wysoki i przyspiesza proces naszego zawodowego wypalania się, a i rosnące z każdym nowym „smakołyszem” zniechęcenie kumuluje się niebezpiecznie. Bo to jak walka z wiatrakami. Codziennie, na każdym dyżurze, w dzień i w nocy. I wszystko to „smakołysz” ma za darmo, z naszej składki zdrowotnej, bo chyba nie sądzicie, że jego marniutki albo najczęściej zerowy wkład na NFZ pokrywa koszty takiej wieloosobowej, często całodobowej profesjonalnej opieki. On nie może więcej dołożyć, bo on rano musi mieć kasę na kolejną małpeczkę. Po to żyje. No i przy urnie wyborczej jego głos będzie miał taką samą siłę jak mój czy Twój. Politycy to rozumieją, nie zrobią mu krzywdy.

Marek Wójtowicz

Czytaj także: Syzyfowa praca

Komentarze

Sklep

Zarządzanie jakością w diagnostyce obrazowej – praktyczne aspekty

Zarządzanie jakością w diagnostyce obrazowej – praktyczne aspekty

175,00 zł

zawiera 5% VAT, bez kosztów dostawy

Kup teraz
OPM – Ogólnopolski Przegląd Medyczny nr 6/2024

OPM – Ogólnopolski Przegląd Medyczny nr 6/2024

46,00 zł

zawiera 8% VAT, bez kosztów dostawy

Kup teraz
Szpital XXI wieku – rozwiązania projektowe i infrastrukturalne

Szpital XXI wieku – rozwiązania projektowe i infrastrukturalne

150,00 zł

zawiera 5% VAT, bez kosztów dostawy

Kup teraz
OPM KATALOG ROCZNY 2024 – Poradnik Inżyniera Klinicznego

OPM KATALOG ROCZNY 2024 – Poradnik Inżyniera Klinicznego

52,00 zł

zawiera 8% VAT, bez kosztów dostawy

Kup teraz
Poznaj nasze serwisy

Nasze strony wykorzystują pliki cookies. Korzystanie z naszych stron internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki dotyczących plików cookies oznacza, że zgadzacie się Państwo na umieszczenie ich w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w Polityce prywatności.