Marek Wójtowicz: Ambulatoryjność i stacjonarność
Piszę te słowa przed uchwaleniem ostatecznej wersji „dwunastolistopadowo-świąteczno-niepodległościowej” ustawy, zakładając na 99,9%, że zgodnie z jej art. 2 12 listopada br. będzie z nagła dniem świątecznym, a zgodnie z art. 4 „świadczenia opieki zdrowotnej w szpitalach i świadczenia opieki zdrowotnej w ambulatoryjnej opiece zdrowotnej” będą w tym dniu udzielane „według zaplanowanej na ten dzień kolejności zgłoszenia”.
Ja oczywiście będę w tym dniu pracował i dyrektorował medycznie, no i mam nadzieję „namówić” z dnia na dzień innych lekarzy, np. z ambulatoryjnej opieki nocno-świątecznej, do przyjścia tego dnia do pracy o godz. 8.00, a nie jak w zwykły dzień, tj. o 18.00. O logistyczno-finansowanych problemach szpitali sieciowych z okazji świątecznego „dwunastolistopadzia” napisano już sporo, więc skupię się na niedoskonałościach ww. art. 4, wynikających z braku dokładnej definicji „szpitalności” i „ambulatoryjności”, co skutkuje kłopotami w określeniu, kto w opiece zdrowotnej ma w takie „pracujące święto” pracować? Kłopoty te pogłębia „nieprofesjonalna” podpowiedź ustawodawcy, że pracować mamy „według zaplanowanej na ten dzień kolejności zgłoszenia”, czyli jeżeli na ten dzień zapisał się choć jeden pacjent, to mus przyjechać i go przyjąć. W odniesieniu do szpitali nie ma wątpliwości, który ma pracować. Mają pracować wszystkie, bo zgodnie z ustawową definicją szpital to placówka opisana w rejestrze wojewódzkim jako wykonująca usługi szpitalne. Złośliwcom obśmiewającym tę definicję jako „masło maślane” przypomnę, że masło sklepowe ma tylko 82% masła, a jednak jest nazwane, ometkowane i wycenione jako masło. Szpital zaś w 100% świadczy usługi szpitalne.
Drugim zmuszonym do świątecznej pracy tego dnia pionem jest ambulatoryjna opieka zdrowotna. Korzeni tego terminu należy szukać w łacińskim ambulare, oznaczającym chodzenie, spacerowanie, wędrowanie, z którego powstał termin „ambulatorium”, w celu określenia miejsca, w którym się chodzi lub do którego się przychodzi. Nasza polska „przychodnia” dobrze oddaje sens ambulatoryjności medycznej, choć równie piękne i z tym samym ambulatoryjnym znaczeniem są terminy „poradnia” i „ośrodek zdrowia”. Pacjent uzyskuje pomoc medyczną i wychodzi. „Ambulatoryjność” dosłownie rozumiał francuski naczelny chirurg armii napoleońskiej, Dominique Jean Larrey, który stworzył dla rannych żołnierzy ambulantes volantes, czyli ruchome ambulansy konne, zwożące w 15 minut rannych z pola bitwy. Teraz mamy wysokiej jakości „bezkonne” karetki pogotowia, ale nadal jest na nich napisane ambulans lub ambulance. Do ambulatoryjnej opieki zdrowotnej należy także POZ. W myśl art. 4 powinna ona pracować 12 listopada, jeżeli ma już wcześniej „zakolejkowany” ten dzień, ale z treści art. 2 wynika coś odwrotnego: w dzień ustawowo wolny od pracy funkcje POZ przejmuje nocno-świąteczna opieka lekarska przyszpitalna. Czego by więc ambulatoryjny lekarz rodzinny tego dnia medycznie nie zrobił, to naruszy albo art. 2, albo art. 4. Podsumowując: ambulatoryjną opieką zdrowotną nazwiemy każdy pion medyczny, do którego pacjent może dojść/dojechać lub który może sam do pacjenta dojść/dojechać bez potrzeby przebierania go w piżamę szpitalną.
Użyłem terminu „piżama szpitalna”, by ustawodawcy w przyszłych pracach legislacyjnych „zajarzyli” różnicę pomiędzy ambulatoryjną i szpitalną opieką zdrowotną. Otóż różni je właśnie… piżama. Szpital to stacjonarna, a nie ambulatoryjna opieka zdrowotna. Łaciński termin stationarius oznaczał pierwotnie miejsce stałej obecności żołnierzy w prowincjach Imperium Rzymskiego w epoce „pięciu dobrych cesarzy”, zwanej też „rzymskim złotym wiekiem”. Z tego terminu wyewoluowało stopniowo określenie stationary, czyli coś nieruchomego, nieporuszającego się… np. telefon stacjonarny albo stacja kolejowa, ale też „stacjonarna opieka zdrowotna”, określana w naszych ustawach i statystykach niezwykle paskudnie jako „lecznictwo zamknięte”. Stacjonarność ta oznacza konieczność przebrania pacjenta (nawet na kilka godzin) z epidemiologicznie i ergonomicznie niebezpiecznego codziennego ubrania w czystą piżamę lub strój piżamopodobny, dający łatwy i szybki, bezpośredni dostęp do ciała pacjenta: żył, tętnic, klatki piersiowej, skóry itp. Strój szpitalny nie powinien mieć metalowych lub innych radiologicznie wrażliwych elementów. Im więcej rzepów zamiast guzików, tym lepiej. Im mniej pasków, zwłaszcza przy szlafrokach, tym lepiej. Im szerszy/stabilniejszy/niższy klapek/ciapek/wsuwek, tym lepiej. Dużym ułatwieniem dla personelu medycznego byłoby ubieranie się pacjentów stacjonarnych w unikalne, jednolite kolorystycznie piżamy i szlafroki. Ustawowy identyfikator na ręku pacjenta jest przydatny przy bezpośrednim kontakcie, ale czasem ważne może być zidentyfikowanie pacjenta z drugiego końca stumetrowego korytarza. Drogie Rodziny pacjentów, miejcie to na uwadze!
Opisuję te wszystkie wydawałoby się „drobne” różnice pomiędzy „ambulatoryjnością” a szpitalną „stacjonarnością”, żeby za kolejne 100 lat świąteczne „dwunastolistopadzie” było lepiej ustawowo przygotowane.