I śmieszno, i straszno
Problemy można rozwiązać przez wprowadzenie sprawdzonych mechanizmów, które zmuszą do tego, aby system był „pacjentocentryczny”, aby szpitale i przychodnie zabiegały o pacjenta, aby oferowały mu świadczenia możliwie najlepsze, kompleksowe i kompletne, aby lekarze okazywali empatię swoim pacjentom, a szpitale i przychodnie działały efektywnie.
Okres PRL-u to nie był dla Polski czas szczęśliwy. Jednak nawet ze złych doświadczeń można wyciągnąć jakąś korzyść, bo wiadomo przynajmniej, jak nie należy postępować i czego unikać, aby do tych złych doświadczeń nie doprowadzić. Gorzej, gdy taka lekcja niczego nas nie nauczy. Tak się właśnie dzieje, jak sądzę, w zakresie reformowania publicznej ochrony zdrowia w naszym kraju. Jakkolwiek aktywność rządzących, w tym również ministra zdrowia, skupiona jest w ostatnich miesiącach niemal wyłącznie na walce z koronawirusem, to przecież przedostają się do opinii publicznej niektóre wypowiedzi, opinie, propozycje pokazujące, w jakim kierunku mają pójść zmiany w publicznej ochronie zdrowia w naszym kraju. Ma to być dalsza centralizacja i etatyzacja systemu, przekształcenie go w coś na kształt ogólnokrajowego państwowego przedsiębiorstwa „publiczna służba zdrowia”. Jednym jego elementem będzie NFZ, jako część odpowiedzialna za gromadzenie i rozdział pieniędzy przeznaczonych na lecznictwo, drugim – scentralizowane, państwowe szpitale, jako część odpowiedzialna za udzielanie świadczeń. Minister nie wypowiedział się jeszcze co do kształtu ambulatoryjnej opieki zdrowotnej. Można domniemywać jednak, że jego ideałem są „konglomeraty” na kształt niegdysiejszych zespołów opieki zdrowotnej, obejmujące szpital, poradnie specjalistyczne i POZ. Nietrudno bowiem dopatrzeć się w programie obecnego rządu dotyczącym ochrony zdrowia inspiracji okresem PRL-u.
Wraz z tymi zapowiedziami powrotu do państwowej, budżetowej służby zdrowia (i stopniową ich realizacją), prowadzona jest, przy udziale lub z inspiracji ministra zdrowia, szeroka i publiczna dyskusja ekspertów, której celem jest znalezienie rozwiązań dla konkretnych problemów służby zdrowia. Eksperci ci zastanawiają się zatem, co zrobić, aby system był „pacjentocentryczny”, aby świadczenia zdrowotne były kompleksowe i kompletne, aby unikać udzielania świadczeń niepotrzebnych lub bezwartościowych, aby szpitale funkcjonowały efektywnie, a lekarze i inni pracownicy medyczni byli empatyczni itd.
Obserwując współwystępowanie obu tych zjawisk (zapowiedzi wprowadzenia państwowej służby zdrowia i dyskusji ekspertów na temat szczegółowych problemów lecznictwa), chciałoby się powtórzyć za rosyjskim powieściopisarzem: „i śmieszno, i straszno”. Dlaczego „śmieszno”? Bo wspomniane problemy i nieustające próby ich rozwiązania przypominają jako żywo sytuacje z komedii wyśmiewających absurdy okresu PRL-u: „walkę” o sznurek do snopowiązałek, o zapewnienie odpowiedniej podaży papieru toaletowego czy o równe ściany i zamykające się drzwi w nowo wybudowanych mieszkaniach. A dlaczego „straszno”? Bo jest to, w sumie, smutna i pesymistyczna perspektywa, że z minionego okresu nie potrafimy jednak wyciągnąć wniosków i znowu brniemy w te same koleiny. Przecież wspomniane wyżej problemy publicznej służby zdrowia, z którymi tak dzielnie chcą walczyć rządowi eksperci, nie wynikły znikąd, nie są problemami samymi w sobie, ale są prostym (i przewidywalnym) skutkiem rozwiązań systemowych, które obowiązują w ochronie zdrowia w naszym kraju. Rozwiązać te problemy można nie przez poszukiwanie jakichś magicznych formuł czy specjalnych konstrukcji proceduralnych (jak KOS – zawał itp.), ale przez wprowadzenie sprawdzonych mechanizmów, które zmuszą do tego, aby system był „pacjentocentryczny”, aby szpitale i przychodnie zabiegały o pacjenta, aby oferowały mu świadczenia możliwie najlepsze, kompleksowe i kompletne, aby lekarze okazywali empatię swoim pacjentom, a szpitale i przychodnie działały efektywnie. Tymi mechanizmami są, oczywiście, mechanizmy rynkowe, oparte o konkurencję, równouprawnienie podmiotów bez względu na formę własności, działanie „dla zysku”, wolne ceny (albo przynajmniej ustalone w warunkach równoważnych negocjacji) itp. Taki system nie będzie oczywiście idealny, też będzie miał swoje wady, będzie podatny tu i ówdzie na patologie. Te wady trzeba identyfikować, te patologie minimalizować, stosując celowe interwencje państwa. Nie można jednak porzucać sprawdzonych mechanizmów i zastępować ich rozwiązaniami, które w praktyce i w różnych dziedzinach okazały się niesprawne.
Czytaj też: Frustracja, czyli rozszczepienie zaszczepialności